-

Greenwatcher : "Od kiedy nie jesteśmy karmą dla wielkich kotów, boimy się samych siebie"

Lęki i strachy codzienności – od elit do globalnej wioski, cz. 3. Klimatyczny latawiec

Klimatyczny latawiec

 

W memoriale Stephena Schneidera wydanym w roku 2014, pióra Benjamina Santera oraz Paula Ehrlicha, znalazło się wspomnienie o człowieku, który potrafił połączyć naukową doskonałość i nadzwyczajne umiejętności komunikacyjne. Zwolennicy zmarłego w roku 2010  profesora przypisują mu niepodważalne pierwsze miejsce w sukcesie Międzyrządowego Zespołu do Spraw Zmian Klimatu (Intergovernmental Panel on Climate Change), którego miarą jest upowszechnienie wiedzy na temat zmian klimatu wynikających z działań człowieka oraz stworzenie podstaw dla działań, które są niezbędne do walki z takimi zmianami. Brzmi to jak treść lauru i takim w istocie jest. W roku 2007, a więc za życia profesora, IPCC otrzymało nagrodę Nobla z uzasadnieniem o takiej właśnie treści.

Kontestatorzy i krytycy dominujących obecnie poglądów o przemożnym wpływie człowieka na klimat i mobilizacji do walki z tym zjawiskiem, często przytaczają słowa Schneidera, które wyraził w roku 1989. W wywiadzie dla magazynu Discover powiedział: By to  zrobić (to jest uczynić świat lepszym miejscem, a w kontekście: uniknąć dramatycznych skutków zmian klimatycznych - dop. autora) naukowcy powinni rozważyć rozciąganie prawdy by pozyskać szeroko zakrojone wsparcie i przechwycić wyobraźnie społeczeństwa. To oczywiście oznacza wciągniecie do przekazu mediów. Tak więc, musimy podsuwać jakieś przerażające scenariusze, formułować proste, dramatyczne oświadczenia, a niewiele wzmiankować o jakichkolwiek wątpliwościach jakie można mieć w tym względzie. Podwójne uwiązanie etyczne, w którym się często znajdujemy (naukowcy - dop. autora), nie może być w jakikolwiek sposób skutecznym rozwiązaniem. Każdy z nas musi podjąć decyzję o odpowiedniej proporcji pomiędzy byciem skutecznym i byciem szczerym. Mam nadzieję, że można spełnić i jedno i drugie. Ten cytat wyrwany z kontekstu, a często podawany nie w pełni ma podważać autorytet naukowca, a przez to osłabiać prezentowane wyniki i rekomendacje. Nie tylko jego, ale całego środowiska, które uznało go za swego duchowego przewodnika.

Czy doradca administracji ośmiu ostatnich prezydentów USA oraz ONZ-tu świadomie manipulował i konfabulował, o zmianach klimatu, wzbudzając lęk decydentów i społeczeństwa? To pytanie jest szczególnie zasadne, gdy uznamy - a nie ma innej możliwości - że nauka nie dostarcza wiedzy neutralnej. Ona zawsze służy czyimś interesom, a innym przeszkadza. Wiedza może być obiektywna, choć i to twierdzenie wzbudza wątpliwości, ale nigdy nie jest neutralna - to pewne. Dlatego śledzenie konfliktu interesów jest nieodzownym standardem współczesnej nauki i polityki. IPCC także podlega temu standardowi. Po kolejnych 4. raportach IPCC o klimacie i cywilizacji pojawiały się zarzuty o konflikt interesów jego autorów. IPCC jednak milczy w tej sprawie, co bardziej mu szkodzi, niż powyższy cytat Schneidera, w którym wyrażał frustrację dotyczącą pozycji nauki: słabej i często bezradnej w relacji z otoczeniem. 

Naukowcy - opisywał Schneider - są etycznie związani metodą naukową, której podstawą jest głoszenie pełnej prawdy, a więc nie tylko wyników, diagnoz i prognoz, ale także ograniczeń poznawczych swych dziedzin. Te ostatnie osłabiają każdy istotny przekaz w komunikacji ze społeczeństwem i politykami. Tymczasem naukowcy to także ludzie - usprawiedliwiał ­- którzy jak większość chcą widzieć świat lepszym, co w ich przypadku przekłada się na zdolność rozpoznania zagrożeń i wskazywania działań zmniejszających ryzyko katastrofalnych zmian - wg. Schneidera np. klimatycznych. To jak gdyby podwójny nelson etyki, z którego nie można się wyzwolić: głosić prawdę i być skutecznym. Ta frustracja z posiadania wiedzy i braku skuteczności - Bóg jeden wie co ten człowiek przeszedł zahipnotyzowany własnymi poglądami jako doradca urzędników ONZ-tu i prezydentów USA - skłoniła go do zadeklarowania powyższej propozycji. Oto naukowcy winni na wadze skuteczności składać na jednej szali wynik badań naukowych, a na drugiej ograniczenia jego pozyskania -  nadwagę wyniku. Schneider nie nawoływał by kłamać, ale dobierać odpowiednie proporcje w przekazie medialnym, który dla nauki jest ograniczony, a dla komunikacji i pobudzenia wyobraźni społeczeństwa niezbędny. Wyrażał nadzieję, że dzięki temu uda się zachować równowagę pomiędzy byciem skutecznym i szczerym. Profesor Julian Simon - wcześniejszy adwersarz poglądów Paula Ehrlicha - miał ująć wprost, że ta propozycja dla badaczy to naginanie nauki dla realizacji własnych interesów. Schneider oponował, że to właśnie grupy interesu, manipulując jego wypowiedzią, przypisały mu rolę rzecznika lęku i strachu, co jest wypatrzeniem jego intencji. Czy trafnie zidentyfikował swego przeciwnika?

Przeciwnicy Schneidera, chcąc zdezawuować jego i jemu podobnych, często przytaczają fakt zmiany poglądów, które publikował i głosił. Do końca lat 70. XX w. w nauce dominowała wersja globalnego oziębienia, wsparta solidnymi danymi paleoklimatycznymi. W tym czasie sam Schneider miał ostrzegać przed zbliżającym się oziębieniem i był w awangardzie „oziembieniowców”. W Polsce jeszcze w końcu lat 90. nauczano studentów o schyłku ciepłego holocenu i nadciągającym interstadiale. Zaskoczony zimnem mógł być tylko ten, kto nie zaznajomił się z teorią cyklicznych zmian klimatu plejstocenu: glacjalno-interglacjalnych, stadialno-interstadialnych.  Na wykładach i seminariach co najwyżej rozpatrywano możliwość modyfikacji przyszłego zimnego scenariusza, np. osłabienia cyklu, powodowanego złożonymi zjawiskami antropocenu. Na Zachodzie wystarczyły ledwie dwie dekady by zwolennicy oziębienia stali się wręcz niepoprawni politycznie i wykluczani z debaty, nie tylko publicznej, ale i naukowej. „Ociepleniowcy” wyszli z chłodnego cienia - a na ich czele, o dziwo, sam Schneider. Ten zwrot właśnie ma go ostatecznie pogrążać jako niepoważnego naukowca. To nieporozumienie i marnowanie czasu na czczą krytykę. Stałą cechą nauki jest bowiem niestałość poglądów jej przedstawicieli. One wręcz musza się zmieniać, wtedy gdy zmienia się wiedza o otaczającym świecie. Za niepoważnego naukowca uchodzi ten, kto ma poglądy „skamieniałe” wbrew zmieniającej się wiedzy. Energia na oskarżanie Schneidera o zmianę poglądów jest stracona i dodatkowo odwraca uwagę od pytania i odpowiedzi, dlaczego je zmienił - zakładając, że cały czas kierował się etyką naukową, a więc np. nie dążył wbrew prawdzie za modą, poklaskiem i sukcesem. Możemy przyjąć, że w okresie 20 lat pozyskano takie dane klimatyczne i środowiskowe, które umożliwiły zamianę dotychczasowych prognoz oziębienia i jego skutków, np. rozrost lodowców i lądolodów, obniżenie poziomu oceanów i mórz, na prognozę ocieplenia, np. zanik lodu i katastrofę potopów. Takie założenie wzbudza jednak ważne pytanie: dlaczego zwolennikom oziębienia nie udało się - jakby to powiedział Schneider - przechwycić  wyobraźnię społeczeństwa? Dlaczego ich poglądy o lodowej przyszłości nie miały potencjału ekspansji?

W skrajnie różnych prognozach jest także skrajnie różna przyczyna obecnych i przyszłych zmian. Hipoteza oziębienia nie była w istocie antropogeniczna – wynikała ze znajomości zmian klimatu minionych intestadiałów oraz rekonstrukcji i obserwacji zmian holocenu. Człowiek był tylko biernym obserwatorem minionych, obecnych i przyszłych zmian klimatu. Opozycja temu poglądowi nie pozostawia żadnych wątpliwości - to właśnie człowiek jest przyczyną ocieplenia klimatu. To tu w Europie, Ameryce i Azji, tak przegrzano planetę (overhiting), że spadnie produkcja ziemniaków i będzie głód, a białe niedźwiedzie wymrą w Arktyce - to tylko powszechna ilustracja komunikatu o globalnych skutkach ocieplenia, używana w publicystyce. Oziębienie także mogłoby być przyczyną niedoboru ziemniaków, a trwoga o los niedźwiedzia brunatnego równie wielka, jednak było to zjawisko, które naukowcy uznali za naturalne, a to nie pozwalało aktywnie działać przeciw niemu: walczyć. Co najwyżej można się było dostosować. Ocieplenie zaś jest antropogeniczne, nienaturalne. Ten stygmat - antropogeniczne równa się nienaturalne równa się złe - jest wystarczającym sygnałem dla współczesnej cywilizacji Zachodu by uruchomić wysiłek przeciwdziałania. Skoro człowiek wzbudził ocieplenie, a więc jest winny, to nie może się tylko dostosować, ale musi odpokutować i niekorzystne zjawisko naprawić np. powstrzymać ustalone przyczyny ocieplenia. Na tym jednak nie koniec.

Przekonanie społeczeństwa o ociepleniu klimatu podważa niepewność zjawisk pogody i  niewykorzeniona słabość natury ludzkiej, którą jest samodzielne myślenie. Zwykłe niepowodzenie zimnych, letnich wakacji lub śnieżna zima, uniemożliwiająca podróż nawet z połową mocy silnika, są w stanie, z niebywała łatwością, podważyć opinię naukowych autorytetów o groźbie ocieplenia. Dlatego ostatnia dekada upłynęła już pod nowym wezwaniem do boju. Nie jest to już walka z przyczynami ocieplenia, ale z przyczynami i skutkami zmian klimatu. Nie charakter zmian, a więc cieplej lub zimniej, ale sama zmiana ma ogniskować uwagę i trwożyć społeczeństwo. Zauważmy, że to znacznie bezpieczniejsze dla rzeszy żyjących proroków - już nikt ich nie okpi tak jak Paula Ehrlicha. W sporze nauki oraz pogłębiającej się asymetrii i wykluczaniu poglądów z przestrzeni publicznej, nie czekając na rozstrzygniecie, politycy, ekologiści i media wykreowali nowe zagrożenie. Fakt, że większość społeczeństwa nie sprzeciwiła sie temu jest najlepszym świadectwem słabości osowiałej i zastraszonej cywilizacji Zachodu. Co ciekawe ta nowa  ideologia - klimatyzm wymaga zmiany światopoglądu i ludzkiego zachowania, a więc mieści się w definicji ideologii - wcale nie rehabilituje poglądów o oziębieniu („oziembieniowcy” są nadal zamrożeni). Może dlatego, że zaakceptowana może być tylko taka interpretacja, która ugruntuje „haniebną” ludzką przeszłość i teraźniejszość, a na podstawie katastrofalnych prognoz przyszłości uzasadni teraźniejszą mobilizację mas do czynienia świata lepszym. Dowodzi to absolutnie użytkowego charakteru klimatyzmu, istnienia grup zainteresowanych konsumowaniem wysiłku społeczeństwa zachęconego lub zmuszonego do „walki z klimatem”.    

Jestem pewien, że Schneider nie był aroganckim ignorantem - tak bowiem należałoby go nazwać wtedy, gdyby ujawnił intencje manipulacji przed jej dokonaniem. Szkoda, że taką kategorią nie falsyfikują go jego przeciwnicy i krytycy. Konsekwencje braku neutralności wiedzy powodują, że jest ona stymulowana i zagospodarowana przez grupy interesu - to truizm. Być może ze ścieżki, którą proponował i sam kroczył, skorzystał zupełnie inny gracz, który miał być tylko narzędziem. Może profesor był dobrodusznie naiwny sadząc, że uda się naukowcom tak sterować mediami by zachować przyzwoitość oraz osiągnąć polityczną skuteczność ? W memoriale Schneidera jego przyjaciele wspomnieli, że dążył do poprawy życia miliardów ludzi, którzy go w ogóle nie znali. To „rozczulające”, ale i zastanawiające. Polityczna i medialna pozycja jaką posiadł lub jaką mu raczej dano sprawiała, że znaczna cześć z owych miliardów znalazła się, bez własnej woli, w polu grawitacji poglądów tego klimatologa. Nie wystraszył ich, nie przeląkł, a i tak musieli się mu poddać. Jak to się stało?

Nie jest trudno odpowiedzieć, dlaczego Stephen Schneider stał się gwiazdą mediów. Ten prorok katastrofalnych zmian klimatycznych był znakomitą dla nich pożywką. Pozycja eksperta klimatologii, wypracowana szeregiem prac naukowych, łatwość wypowiedzi i nieprzeciętna osobowość, były elementami sprzyjającymi gwiazdorstwu. Być może najważniejsza była zdolność, wyjątkowa wśród naukowców, porzucenia wątpliwości na rzecz skuteczności. Tam gdzie inni mnożyli słabości nauki on przytaczał bezkompromisowe  diagnozy i prognozy. Zachowywał się nie jak przeciętny „nudny” mediom naukowiec, uznający niewiedzę swoją i nauki. Tę zdolność czy słabość wykorzystywały media, rozgłaszając i potęgując ponure scenariusze nadciągającej przyszłości. Strach i lęk jest znakomitym towarem kupieckim i narzędziem zarządzania w świecie globalnej wioski, w którym etyka naukowa nie jest przecież zasadą postępowania. Nie obowiązuje ona tych ludzi mediów i polityki, dla których skuteczność, sprzedaży i rządzenia, jest jedyną, nieograniczoną, miarą. Skutkiem tej synergii jest tej samej wielkości horror i terror - globalny. Zapotrzebowanie na współczesne Kasandry, żywe lub martwe, jest ogromne, a te z naukowymi tytułami są najbardziej pożądane - taką właśnie rolę dano odegrać wcześniej Ehrlihowi, a później  Schneiderowi.

W roku 2011 przekroczyliśmy liczbę 7 mld ludzi żyjących na Ziemi. ONZ zaproponował  umowną datę dla światowej celebracji tego wydarzenia na ostatni dzień października. Zainteresowanie mediów tak znakomitą pożywką zdziwiło nawet Ronalda Bleiera - redaktora strony www Międzynarodowego Towarzystwa Malthusa. Jednak zaskoczenie przerosło jego przerażenie - jak odnotował, tym jak ogromna była skala manipulacji, zniekształceń, a wręcz fałszowania poglądów Thomasa Roberta Malthusa, profesora zmarłego w roku 1834.  Pisano, że oto teraz, zgodnie z jego prognozami (proroctwami), po przekroczeniu liczby 7 mld ludzi nastąpi ich eksterminacja z powodu głodu i chorób, a więc koniec ludzkiej cywilizacji. Wskrzeszenie fantomu rzekomych „poglądów” Malthusa dobrze ilustruje jak narzędzie komunikacji - miary skuteczności i bezmiaru głupoty - przejęło rolę twórcy. Nawet nieżyjącego ekonomistę z przełomu XVIII i XIX w. wprzęgnięto w seans globalnego, medialnego horroru. Bleier nie zrozumiał, że prawda nie jest najważniejsza. Przeszłość może być użyteczna, dopiero wtedy, gdy pozwala teraz „ekscytować” opinię społeczną – jak to określił Malthus ponad 200 lat temu. Seans ekologizmu apokaliptycznego będzie trwał tak długo jak będzie potrzebny.  

 

 

Zobacz także

Santer, B. and Ehrlich, P. 2014. Stephen Schneider: a biographical essay. Washington D.C.: National Academy of Sciences. http://www.nasonline.org/publications/biographical-memoirs/memoir-pdfs/schneider-stephen.pdf

Schneider SH (August–September 1996). "Don’t Bet All Environmental Changes Will Be Beneficial". APS News (American Physical Society): 5., http://www.aps.org/publications/apsnews/199608/upload/aug96.pdf

Ronald Bleier 2011: Malthus and 7 billion: Three Letters., http://desip.igc.org/malthus/Malthus7billion3Letters.html



tagi: ekologizm  przeludnienie  klimatyzm 

Greenwatcher
22 września 2017 13:37
16     4501    7 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

Grzeralts @Greenwatcher
22 września 2017 13:47

Zawsze mnie dziwiło, jak łatwo ludzi straszyć wynikami badań, mimo że dają one de facto odpowiedź, że jakaś hipoteza da się odrzucić z pewnością 95%. 

zaloguj się by móc komentować

chlor @Greenwatcher
22 września 2017 14:01

Wcześniejsza hipoteza oziębieniowa nie zrobiła kariery, bo nie znaleziono wówczas sposobu na zarobienie sporych pieniędzy przy pomocy walki z nadciągającym zimnem. Zresztą początkowo również ocieplenie żarło dosyc słabo. Było dobre parę lat tylko ciekawostką naukową, aż trafił się dobry kupiec.

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @Greenwatcher
22 września 2017 18:03

dwie, albo trzy uwagi, mimochodem.

 

Ocieplanie się klimatu od polowy XX stulecia jest po prostu mierzalne, i jest to tzw. fakt obiektywny.

Dotyczy to tzw. wzrostu średniej całorocznej temperatury mierzonej w rozlicznych miejscach planety Ziemia.

Ponadto całkowicie arytmetycznym wynikiem jest wzrost stężenia dwitlenku węgla w atmosferze o ca 25 procent przez okres od 1960 roku do roku 2010. Od 1960, gdyz od tego roku mozna móic o mierzeniu ww. średniej temperatury w oparciu o dostatecznie szeroka reprezentacje wyników (rozmieszczenie punktów pomiarowych),

Tak więc, ja inaczej odczytuję wypowiedź bohatera notki. Uważał on bowiem , że cel, czyli przekonanie o antropogennym (cywilizacyjnym) generowaniu przyrostu stęzenia CO2 w atmosferze ziemskiej (co prowadzi do efektu cieplarnianego i jego skutków), uświęca środki. Zatem obojetne jest, przy "straszenie" efektem GO będzie oparte na ścisle laboratoryjnych danych, wazniejsze aby ten strach zadziałał skutecznie i ludzie zaczęli się reflektować.

Naukowe uzasadnienia, jak widać wokól, w ogóle nie trafiaja do ludzi bo oni w swojej masie są "humanistami" i skoro czegos nie sa w staniem zrozumieć, odrzucaja to jako "nieprawdę". Prawdą jest dla nich tylko to, co obejmuje ich percepcja. A tej sprawie obejmuje ona głownie emocje. Dlatego ww. bohater uważał, że do zamierzonego skutku moze doprowadzic jedynie wzbudzanie emocji (tu: strachu).

 

Przy okazji.

 

Gdyby dzisiaj przestały dymic wszystkie kominy fabryczne, kominy statków i okretó, wyziewy z silniklków samolotowych (np. tylko samoloty cywilne wykonuja na naszym globie 10 000 lotów w ciągu doby), w ogóel zaprzestały by produkcji wszelkie zakłądy chemiczne, elektrownie konwencjonalne, staklownie i wszystkie emitery CO2, to i tak jego skumolowane stęzenie w biotopie i stopniowe uwalnianie go do atmosfery będzie powodować przyrost tego stęzenia przez najblizsze parę dziesięcioleci. Rzecz jasna będzie miał ten przyrost tendencje malejaca, ale przy założeniu "wyzerowania" dzisiaj emiterów. Co oczywiscie nie jest mozliwe.

Co do prognoz Malthusa.

Otóz inwazja migracyjna z krajów Sahelu do Europy spowodowana jest nie tylko wojnami, ale przede wszystkim pustynniem dotychczasowych terenów pastwisk w rejonie subsaharyjskim, wysychaniem cieków wodnych, studni i tych paru jezior na czele z osławionym jeziorem Czad. Oczywiscie jest sprzężenie zwrotne, gdyz np. w Libii zostały przez dzialania wojenne zniszczone systemy nawodnienia, których nikt nie naprawia i zasypuje nje piasek. Niemniej splot tych uwarunkowań będzie generował wędrowke ludów.

Procesy takie trwaja przez  dziesięciolecia (podobnie jak zmiany w klimacie, te mogą dziać się   w dłuzszym nawet okresie czasu niż dziesięciolecia). Dlatego tak łatwo je dezawuować, jesli np. wydarzy sie  mroźna zima w danym rejonie globu. Ale także na tym polega chaos zmian klimatycznych, ze mroźna zima może wydarzyc się latem. I zapewne za jakis czas tak się zdarzy.

zaloguj się by móc komentować

chlor @stanislaw-orda 22 września 2017 18:03
22 września 2017 19:46

Naprawdę sądzisz, że ci dziarscy młodzieńcy mówiący językami, którzy pojawili się ostatnio w Europie, to chłopi którym w Afryce wyschły studnie, więc porzucili ojcowiznę?

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @chlor 22 września 2017 19:46
22 września 2017 20:46

Koloniści na nowym terytorium zawsze pojawiają się dopiero po  zbrojnej konkwiście, gdy ta już wykona, co do niej należy.

zaloguj się by móc komentować

Grzeralts @stanislaw-orda 22 września 2017 18:03
22 września 2017 20:52

Dokładnie. I nie mamy na to żadnego wpływu. To sie po prostu wydarzy.

zaloguj się by móc komentować

chlor @stanislaw-orda 22 września 2017 20:46
22 września 2017 21:06

Wielu chłopów angielskich rzuciło się siać i orać w Afryce i w Azji po sukcesie kolonizacyjnym? Chłopi to najbardziej stacjonarna część narodu. Najpierw emigrują męty, złodzieje i prostytutki, potem niespełniona klasa średnia, w przytłaczającej masie.

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @chlor 22 września 2017 21:06
22 września 2017 21:11

czy ja coś wspomniałem o chłopach?

Np. w  Australii fermy hodowlane to kto zakładał i prowadził?

zaloguj się by móc komentować

chlor @stanislaw-orda 22 września 2017 21:11
22 września 2017 21:25

No przecie pisałeś o chłopach afrykańskich zmuszonych do emigracji za chlebem. Przez białego człowieka który im ocieplił klimat.

W Australii fermy, to bardzo późno, najpierw kopalnie złota, czyli złodzieje w pierwszym rzucie.

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @chlor 22 września 2017 21:25
22 września 2017 21:36

napisałem o koczownikach, którym wysychaja pastwiska, i oni z konieczności zaczynają parać się rozbojem, stają się   z tego powodu i dla tego celu łatwym rekrutem. I przychodzą takze po to, byzemscić się na Europie, która daje kredyty ich kacykom plemiennym na zakup broni w europejskich fabrykach, ale nie daje takowych  na budowę sieci studni i wodociągów.

zaloguj się by móc komentować

chlor @Greenwatcher
22 września 2017 21:51

Kurcze, oni nie parają się rozbojem, od tego są ludzie "Sorosa". Oni pakują te dwa kilo dobytku i idą do pobliskiego obozu gdzie ONZ daje im jedzenie. Nie emigrują do Europy.

Lepiej skupmy się na ociepleniu.

zaloguj się by móc komentować

Greenwatcher @chlor 22 września 2017 21:51
22 września 2017 23:11

Naprawdę wiele radochy sprawiliści mi tą wymianą, ale błagam nie o ociepleniu, nie o oziębieniu, porszę ...  

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @Greenwatcher 22 września 2017 23:11
23 września 2017 12:32

zrelacjonowane poglądy są  ciekawe, gdyz kumuluja wszystkie zasadnicze wątki tego zagadnienia.

Ja jednakwolalbym, aby ci wszyscy naukowcy rozdzielali sferę faktów od sfery ich interpretacji, a takze od prób "robienia interesu" na interpretacjach faktów.  Czyli w skrócie, czym innym jest wpływ technosfery na przyspieszoną koncentracje CO@ w atmosferze i jako skutek powyższego, podnoszenie sie średniej temperatury i akceleracja temppa tegoz podnoszenia się, a czym innym proponowane rozmaite sposoby "walki" ze zmainami klimatycznymi. To ostatnie posiada narzucajaca się  analogię do walki z wiatrakami.

Odległy merytorycznie przyklad, ale cos jest chyba na rzeczy. Te same koncerny, ktore produkuja rozmaite gadżety pozwalające słuchac muzyki przez umiejscowienie jej głośników jak najbliżej  bębenków usznych, produkuja równiez aparaty dla osób, które mają problemy  ze słuchem.

Jeśli  ktos nie chwyta ww.  analogii, to mówi się trudno.

zaloguj się by móc komentować

Greenwatcher @stanislaw-orda 23 września 2017 12:32
23 września 2017 15:13

Bardzo trafne. Myślę, że chyba to właśnie zmiękcza Twoją surową ocenę „humanistów”. Ludzie stali  się ostrożni i żądają dowodu bo są świadomi, ba doświadczeni – a to już coś więcej, że nawet dobre intencje  są przejmowane przez różne grupy interesu. Ostatecznie to owi „humaniści” za to płacą. Całe szczęście, że pytają co mają wspólnego wzrost stężenia CO2 i średniej temperatury, indsutrializacja (upraszczam) i ocieplenie klimatu. Coś co się układa w ciąg logiczny nie musi być prawdą, a i tak można ukręcić na tym lody (ciepłe albo zimne) zwykle osmieszając ową intencję. Jak te „dobre” intencje są spożytkowywane i po co proroczo opisał wiele lat temu gadający grzyb  i warto to przypomnieć http://niepoprawni.pl/blog/346/ekologia-kontra-ekologizm

zaloguj się by móc komentować

Grzeralts @Greenwatcher 23 września 2017 15:13
23 września 2017 16:34

Warto też pamiętać, że i urojenia są logiczne (wewnętrznie). 

zaloguj się by móc komentować

bendix @stanislaw-orda 22 września 2017 18:03
28 września 2017 16:15

Ogólnie nie będę nic brzydkiego pisał ale cały twój wywód to właśnie eko-brednia.

Te punkty pomiarowe na całej ziemii na ten jeden przykład kiedyś były z dala od miast. Teraz w większości znalazły się w ich obrębie.

Zdajesz sobie sprawę jaki to ma wpływ na ten pomiar?

uffff - o wulkanach nie wspomnę z litości.

ps. Była taka zima w latach 20xx że płacono elektrociepłowni za podgrzanie Wisły żeby kra mostów nie rozniosła.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować