-

Greenwatcher : "Od kiedy nie jesteśmy karmą dla wielkich kotów, boimy się samych siebie"

Krajobraz z ptasią pułapką

W obrazie Pietera Breugela Starszego "Zimowy pejzaż z łyżwiarzami i pułapką na ptaki", który Stalagmit zamieścił w komentarzu pod artykułem pt. Od ciepłego średniowiecza do małej epoki lodowej, ukryty łowca pociągnie, lada moment, za sznurek. Pułapka śmiertelnie uwięzi niczego nie spodziewające się, przywabione karmą ptaki. Mimo upływu wieków zasady połowu pozostają niezmienne. Jest zanęta i ofiara, a myśliwy nadal pozostaje niewidoczny. Nie wiem czy ktoś jeszcze zauważył, ale miesiąc, może dwa miesiące temu coś pragnęło przeniknąć do zbiorowej wyobraźni obrazem katastrofalnego stanu ptaków na wsi. Próba, podjęta w różnych mediach, okazała się nieskuteczna, co nie znaczy, że owo „coś”, ale już w innej postaci, jak w horrorze science-fiction Johna Carpentera z roku 1982, nie podejmie tematu ponownie.

Tym razem się nie udało dzięki szwedzkiej kinder niespodziance. Angażuje ona uwagę tak mocno, że ekologiczne bomby, które kiedyś ekscytowały ludzi oznakami nadchodzącego kataklizmu utraciły swą moc. Jestem wdzięczny animatorom Grety Thunberg. Do tej pory żaden z proroków ekologizmu apokaliptycznego nie był tak groteskowy i żaden tak skutecznie nie obnażał jego obłudy. Dziewczynka pouczająca elity pępka zachodniego świata. Ciekawe jak z tym daje sobie radę zasłużony i utytułowany prof. Paul Ehrlich – oby zdrowie staruszkowi dopisywało przed spotkaniem z Panem Bogiem – też o mało co, jak Greta, katastrofalny noblista. Jeszcze jeden intrygujący drobiazg, zanim o nieszczęsnych ptakach. Co jakiś czas Skandynawowie, wśród których panują ponadprzeciętne skłonności i zachowania samobójcze, produkują wieszcza złej nowiny: Pentti Linkola, Arne Naess, Greta Thunberg. Jeśli teraz Duńczycy ukażą światu swój wynalazek trzeba będzie zarejestrować nową, lokalną jednostkę chorobową.

Do rzeczy. Indeks pospolitych ptaków krajobrazu rolniczego w Polsce, w roku 2019, nieco wzrósł, ale utrzymał tendencję spadku. Ten umowny wskaźnik grupuje wyniki liczebności dwudziestu dwóch gatunków ptaków, uznanych za typowe dla otwartych przestrzeni pól i użytków zielonych, gdzie znajdziemy także: czyżnie, miedze, szpalery, aleje, śródpolne zadrzewienia, oczka wodne itp. No i oczywiście same wioski, które coraz bardziej przypominają noclegowe przedmieścia. To zdaje się być ich funkcja podstawowa obok małego lub większego, ale jednak przemysłu produkcji rolnej.

Odczyt wskaźnika, który ma być czułym „termometrem” ekosystemów mozaiki krajobrazu rolniczego maleje, co oznacza, że nie jest dobrze. Kondycja tutejszych ekosystemów jest gorsza niż kiedyś, co manifestuje, pośrednio, mniejsza liczebność ptaków. Nie wszystkich, bo na przykład kląskawki jest coraz więcej, ale czajki w kolejnym liczeniu coraz mniej. Bilans całości wychodzi ujemny. To bardzo niepokoi niektórych ornitologów, a złości ich bagatelizowanie problemu przez lud nieornitologiczny. Dlaczego dokonuje się pomiaru kondycji krajobrazów rolniczo użytkowanych wielkością ptasiej populacji?

Drużyna ptasich superbohaterów, o nieprzeciętnych mocach bioindykacyjnych, bardzo szybko reaguje na zagrożenia środowiska niczym bohaterowie Fantastic Four Stana Lee i Jacka Kirby’ego. Jest to jedna z przyczyn wyboru ptaków do tego zadania. Równie ważne jest to, że w miarę łatwo można je rozpoznać i policzyć, choć niektórzy twierdzą, że ta umiejętność wymaga co najmniej studiów i magisterium. No może. Moje doświadczenie jest takie, że większość zdolnych absolwentów ptasich specjalizacji, mimo perspektywy fajnej roboty, ostatecznie przekłada, co najwyżej, górę i dół bułki mcchickena w najbliższym fastfudzie. Trudno to nazwać pracą w zawodzie, a już raczej zawodem obietnicy. Rynek usług ornitologicznych jest reglamentowany i mały, a mimo uporczywego głoszenia kasandrycznych wyników chyba nie chce rosnąć. Można też z niego wypaść, gdy profesję traktuje się nie po myśli interesu reszty.

Piszę to pod wpływem opętańczej zazdrości. Ja potrafię rozpoznać, bez wahania, tylko szpaki. Kilka moich drzew czereśniowych odwiedza, co roku, coraz większa banda tych latających wyciskaczy pestek. Przy okazji wyżerają czarną porzeczkę, jagodę kamczacką i borówkę amerykańską, co na długo zapada mi w pamięć. Być może przez to, byle krzywa ilustrująca obniżkę ptasich notowań nie wprawia mnie w minorowy nastrój. Nie bałamuci mnie też wizja schorowanych ekosystemów rolniczych krajobrazów. Pamiętam jak kiedyś wyglądała wieś. Nie mam na myśli tylko stosowanych tu środowiskowych rozwiązań takich jak: otwarte zbiorniki na gnojowicę, kanały i wylewiska ścieków, mogilniki, wysypiska odpadów, składowiska padliny itp. Nie mam też na myśli czasów nieco dawniejszych, w których dzikie ptaki znajdowały się w menu, a nie było to nic zdrożnego, podobnie jak pomysłowe, mordercze pułapki np. na jastrzębie.

Rokiem startowym pomiarów, do którego odnosi się kolejne wyniki obserwacji „fantastycznej dwudziestki dwójki”, był rok 2000. To jemu przypisano referencję początkową ptasich populacji by od tej daty i ówczesnego ich udziału śledzić zmiany oraz prognozować trendy. Kto jeszcze pamięta wioski z przełomu mileniów? W mojej okolicy dogorywały wtedy małe gospodarstwa rolne. Wprawdzie większość darzyła je sentymentem, ale i tak nie zmieniło to ich losu. Niektórzy nazywają je teraz gospodarstwami tradycyjnymi lub ekologicznymi, co często wynika z bieżącej potrzeby zniesławiania gospodarstw wielkoobszarowych. Spróbujcie gospodarzyć w nich bez dotacji, a zobaczycie jak kosztowne są certyfikaty ekologicznej żywności.

Państwowe gospodarstwa rolne przechodziły, w dziwnych okolicznościach, w ręce byłych dyrektorów, którzy wcześniej towarzyszyli ich bankructwu. Razem z dobytkiem ruchomym i nieruchomym stawali się oni właścicielami siły roboczej z wiejskich blokowisk. Czego nie zdołali nabyć nowi, miejscowi ziemianie, posiedli miastowi, często z daleka. Podobno największymi konsumentami dopłat rolno-środowiskowych do użytków zielonych stali się mieszkańcy Warszawy, Poznania, Wrocławia oraz innych dużych ośrodków. Przypomnę też ciągle aktywny, a wtedy już trwający, proceder przejmowania gruntów „na słupa” przez cudzoziemców.

Dwadzieścia lat temu dominowały w krajobrazie porzucone, dziczejące pola, łąki i pastwiska. Marazm, apatia i brak jakichkolwiek perspektyw ludzi ze wsi były zalewane tanim alkoholem z małych spożywczaków. Robionych w nich zakupów na zeszyt nie doświadczył pewnie nigdy żaden ekspert wstrząśnięty obecnym losem ptaków. Może przesadzam, ale celowo by eksponować upośledzenie jednowymiarowego postrzegania otaczającej rzeczywistości. Nie powinno ono cechować znawców ekologii, która przecież bada strukturę i zależności systemu. Niby to oczywiste, ale nie można pozostawić przypadkowi, że okaleczonych w ten sposób ludzi jest, mam wrażenie, coraz więcej i to z tytułami naukowymi.

Utrwalenie ówczesnego stanu na wsi byłoby nieludzkie, katastrofalne także dla większości miastowych, i pewnie nikt tego nie chciał. Czy jednak przemiany na wsi mogły zadowolić ludzi i ptaki? Konia z rzędem to byłoby za mało dla geniusza umiejącego to sprawić, o ile by na to pozwolono. Może już wtedy mieliśmy zbyt mało wpływowych znawców ekonomii i gospodarki, a nadmiar absolwentów wydziałów przyrodniczych, którzy postrzegają świat wyłącznie przez filtr swojej profesji? Czy trudno było przewidzieć konsekwencje możliwych zmian?

Posłużę się przykładem trochę anachronicznym. Jeśli celem jest, w długim okresie, zalesianie coraz większych połaci kraju, a dokonuje się ono kosztem tego co zwiemy krajobrazem rolniczym, to chyba oczywiste jest, że coś musi się zmienić. Przykład mniej anachroniczny: jeśli pragnęliśmy by rolnictwo znów produkowało żywność, a wioski wreszcie cuchnęły gnojem i kiszonką to musiało to wywołać zmiany ekosystemowe. Zmiany musiały wywołać także kredyty i dopłaty do rolnictwa, w tym z programów rolno-środowiskowo-klimatycznych, zasilające rolników wielkoobszarowych i obszarników niewspółmiernie bardziej niż wymierających małorolnych i niskotowarowych. Ponoć wszyscy ich żałują, tylko nie wiadomo było jak to skutecznie zrobić by przetrwali i żyli, wraz z następnym pokoleniem, na poziomie redaktorów programu rolnik szuka żony.

Skutek niekorzystnych ptakom zmian na wsi można też przypisać determinizmowi spisku na polski rynek i produkt oraz równie nieubłaganym, bieżącym tendencjom przewag: gospodarki intensywnej nad ekstensywną, wielkoobszarowej nad małorolną, wysokonakładowej nad niskonakładową, wyspecjalizowanej nad mieszaną, marketu nad targiem, sprzedawcy nad producentem itd. Te ekonomiczne uwarunkowania zmian były już zaawansowane za naszą zachodnią granicą z wiadomym efektem środowiskowym. W obydwu przypadkach, spisku czy procesu, skutek nie był trudny do przewidzenia i przyrodnicy doskonale wiedzieli co w przyrodzie może sie stać. Stąd próby opracowania i wdrożenia monitoringu, np. pojedynczych gatunków, grup zwierząt lub siedlisk przyrodniczych, z którego czerpano by wiedzę nie tylko o ich stanie, ale także o kondycji środowiska.

Były one podejmowane już wcześniej, a dodatkowo dopingowała perspektywa wstąpienia do Wspólnoty Europejskiej - szczególnie tamtejszy, wymagający system Natura 2000 oraz obowiązek okresowego raportowania Komisji Europejskiej stanu elementów środowiska. Rząd angażował się w te inicjatywy i działania w stopniu całkowicie nieadekwatnym do potrzeb. Chyba tylko w jednym obszarze jego zainteresowanie było większe: w organizacji wspomnianych programów rolno-środowiskowych (obecnie rolno-środowiskowo-klimatycznych) oraz w dystrybucji ich funduszy. Tu nastąpiła chwilowa zgodność grup interesu, choć oczekiwania były różne. Przyrodnicy, w tym grupa ornitologów i siedliskoznawców, upatrywała w nich możliwość spowolnienia niekorzystnych zmian w krajobrazach rolniczych. Politycy widzieli w tym narzędzie osłabienia niekorzystnych nastrojów na wsi. Rolnicy mieli nadzieję na pozyskanie dodatkowych środków finansowych. Warto też wspomnieć i tych, którzy dostrzegali niebezpieczeństwo niebezinteresownej dotacji unijnej, która, jak podejrzewali, miała doprowadzić do degeneracji krajowej gospodarki rolnej, a co najmniej osłabienia jej konkurencyjności na rynku Wspólnoty.

Przyrodnicze efekty programów rolno-środowiskowych rozczarowały, w tym szczególnie osiągnięcia pakietów ptasich, których środki finansowe były i są precyzyjnie skierowane na ochronę siedlisk ptaków w krajobrazach rolniczych. Mimo tego, że znajdują się one w ogniu krytyki, mimo, że w ich nieskuteczności upatruje się jedną z przyczyn spadku wskaźnika liczebności ptaków krajobrazu rolniczego, to przyrodzie raczej nie szkodzą. Wypadają wręcz znakomicie na tle szaleństwa dopłat do np. przypadkowych zalesień gruntów rolnych czy plantacji orzecha włoskiego. Pewnie niewielu pamięta, że były one motywowane, a jakże by inaczej, ekologią i klimatem. A co ptakom szkodzi na wsi najbardziej?

Najczęściej podawaną, przez ornitologów, przyczyną zmniejszenia liczebności ptaków jest utrata siedlisk lęgowych i pogorszenie ich komfortu. Powody są różne. Dokonuje się to na przykład poprzez scalanie pól małych w duże. Skutkuje to zwiększeniem powierzchni pojedynczego pola uprawy, czemu towarzyszy likwidacją miedz i wymienionych na wstępie siedlisk np. czyżni, szpalerów, szuwarów, a nawet pojedynczych drzew oraz krzewów. Wszystko po to by na końcu dominowała nieprzyjazna ptakom monokultura uprawy o zredukowanych niszach bytowych. Bazę pokarmową ptaków, w takim ujednoliconym polu, dodatkowo zmniejszają zwiększone dawki środków ochrony roślin oraz nawozów. Same zabiegi agrotechniczne są zwielokrotnione i przyspieszone. Częściej dokonywane są opryski i szybsze pokosy, co ogranicza dostępność siedlisk, a potęguje płoszenie, kalectwo i śmiertelność. Nie bez znaczenia są coraz bardziej skuteczne metody zbioru i przechowywania plonów. Normy higieny i bezpieczeństwa hodowli zwierząt także nie sprzyjają obecności ptaków. No cóż, nic z powyższego nadto odkrywcze, a tym bardziej zaskakujące chyba nie jest. A jak to naprawić? - o ile uznamy, że coś się popsuło.

W środowisku ptasich miłośników panuje przekonanie, podparte autorytetem, że niekorzystne zmiany w krajobrazie rolniczym powstrzyma zwiększenie dofinansowania dla rolników. Dotychczasowe było za małe i nie mogło sprostać intensyfikacji rolnictwa. Jego źródłem mają być strumienie finansowania wspólnotowego. Myślę, że o realności, skuteczności i konsekwencjach tej, na poły poetycko-fluwialnej, propozycji nie ma potrzeby dyskutować. Mieści się ona w tym samym zaklętym kręgu jednowymiarowego postrzegania (nie)rzeczywistości, który owocuje w ochronie przyrody pierwszeństwem stanu nad procesem oraz wyparciem ze świadomości prognozowanych zmian, będących np. oczekiwaniem i dążeniem innych grup interesu bądź samej przyrody. Będą je także wywoływać i pogłębiać potrzeby motywowane ochroną środowiska. Coraz częściej w krajobrazie wsi pojawiają się elementy przemysłu energetycznego, mające powstrzymywać klimat przed zmianami. Turbiny wiatrowe raczej nie przyczynią się do polepszenia stanu ptaków na wsi. A elektrownie fotowoltaiczne? Czy priorytet ochrony klimatu umniejszy lament chóru nad losem skrzydlatych?

Na pewno nie, bo nie taki jest cel przekazu skierowanego do publiczności. W tym samym czasie, w którym pojawiły się wyniki wskaźnika liczebności pospolitych ptaków krajobrazu rolniczego, mogliśmy poznać najnowszy odczyt wskaźnika liczebności pospolitych ptaków leśnych. Ten drugi grupuje zmiany populacji aż trzydziestu czterech gatunków ptaków. Od roku 2000 miewa spadki i wzrosty, ale nigdy poniżej odczytu referencyjnego i ze stałą tendencją wzrostu. Również najnowszy odczyt wskaźnika, z roku 2019, był lepszy niż ten zarejestrowany w roku 2000. Wydawać by się mogło, że skoro wskaźnik ptaków na wsi jest przyczyną złej oceny skutków gospodarki w krajobrazie rolniczym, to wskaźnik ptaków leśnych winien wystawiać dobrą ocenę skutkom gospodarki leśnej, a pośrednio stosowanym tu metodom, uprawom leśnym i ekosystemom współwystępującym. Jeśli stan ptaków na wsi wywołuje co najmniej biadolenie, to stan ptaków lasu winien radować i wzbudzać optymizm. Nic z tego, ani pochwały, ani zadowolenia, ani solidnego nagłośnienia dobrych wyników. Czy nie jest to aby wynik obawy, że taki przekaz mógłby zawrócić ludziom w głowach? Jeszcze ktoś by sobie pomyślał, o zgrozo, że jest lepiej niż było.

W ochronie przyrody zadomowiła się, powszechna w mediach, asymetria przekazu złych oraz dobrych wiadomości. Pozorna symbioza tych instytucji zdaje się mieć wspólny mianownik, mający ekscytować tłumy: dobra wiadomość to żadna wiadomość, a każda zła jest lepsza niż dobra. Nawet coś tak egzotycznego codziennemu życiu jak wskaźnik liczebności pospolitych ptaków krajobrazu rolniczego może być zanętą pobudzającą oglądalność lub klikalność. Nieświadome ofiary ukrytego łowcy mają zaspokoić potrzebę jego istnienia oraz potwierdzić sens pełnionej misji, ale kto jest na końcu sznurka? Na szczęście są jeszcze ptaki bezlitosne dla czereśni i złych wiadomości. No i zalęknieni potomkowie wikingów.

 

                                                                                             ------- -------


 

 

Pieter Breugel Starszy, "Zimowy pejzaż z łyżwiarzami i pułapką na ptaki"

 

 

Wskaźnik liczebności pospolitych ptaków krajobrazu rolniczego

 

 

Zmiany liczebności stu dziesięciu gatunków ptaków według Monitoringu Pospolitych Ptaków Lęgowych

 

Monitoring Ptaków Polski 

 

 



tagi: ochrona przyrody  wieś  ptaki 

Greenwatcher
17 stycznia 2020 15:32
22     1690    12 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

betacool @Greenwatcher
17 stycznia 2020 15:55

A zbiory z ptasich kombajnów, ktoś już w Polsce liczył?

zaloguj się by móc komentować

ArGut @Greenwatcher
17 stycznia 2020 16:01

Pozwolę sobię wrzucić ten wskaźnik leśny. 

Indeks liczebny ptaków leśnych 2019Noż to strach dla tych ekologów, że może CZEGOŚ BYĆ wiecej.

zaloguj się by móc komentować

qwerty @Greenwatcher
17 stycznia 2020 18:52

Wróble Kraków opuściły a w Warszawie mają się świetnie

zaloguj się by móc komentować

klon @Greenwatcher
17 stycznia 2020 20:21


Dziękuję za kolejną porcję "antidotum". Publikowane teksty przywracają mi przekonanie, że to jednak nie ja powinienem zamówić wizytę u prof. Święcickiego.

"Przyrodnicze efekty programów rolno-środowiskowych rozczarowały, w tym szczególnie osiągnięcia pakietów ptasich, których środki finansowe były i są precyzyjnie skierowane na ochronę siedlisk ptaków w krajobrazach rolniczych."

Czy znając procesy zachodzące na obszarze krajów Starej Unii, można realnie ułożyć "program rolno-środowiskowy" aby przyniósł on efekt poprawy "dobrostanu" populacji ptaków krajobrazu rolniczego? Odnoszę nieodparte wrażenie, że większość działań z zakresu ochrony środowiska zawiera "wewnętrzną sprzeczność". Np. turbiny wiatrowe vs. ptaki. 

Czy ktokolwiek podjął kiedyś próbę opracowania działań nie będących skonfliktowanymi, zantagonizowanymi?  Pytam, bo wydaje sie to nierealne. ale może jest jakiś Gigant?


 

zaloguj się by móc komentować

porfirogeneta @Greenwatcher
17 stycznia 2020 20:46

Kurde, muszę pogadać z tą kurą/kogutem, przed zabójstwem Niedziele. Co ona o mnie powie na Sądzie Ostatecznym? Kury są smaczne i znoszą smaczne jajka.

zaloguj się by móc komentować

porfirogeneta @qwerty 17 stycznia 2020 18:52
17 stycznia 2020 22:19

Pierwszy rok od 12 stu lat mam Wróble przy karmniku, Zdażają się nawet Grubodzioby.

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @Greenwatcher
18 stycznia 2020 08:22

No weź, tylko szpaki rozpoznajesz? Ja prawie wszystko. Z wróblowatymi mam kłopot, ale ostatnio rozpoznałem świstunkę

zaloguj się by móc komentować

Greenwatcher @betacool 17 stycznia 2020 15:55
18 stycznia 2020 08:25

Są liczone cały czas, ale nie na wszystkich turbinach. Nie są to maszynki do ptaków, niczym maszynki do mięsa, jak się je przedstawia. Wyniki śmiertelności ptaków nie są tak duże jak zakładano, ale są one podważane. Jest tu stałe napięcie między ekspertami, zatrudnionymi przez właściciela elektrowni i tymi, którzy zlecenia nie dostali. Kręci się zatem nie tylko wirnik turbiny, ale także rynek usług eksperckich.

Ryzyko właściciela jest bardzo wysokie. Jeśli śmiertelność ptaków lub nietoperzy przekroczy minimalny limit, ustalony indywidualnie dla każdej turbiny, będzie ona wyłączona na jakiś okres np. w porze doby, dni w miesiącu, w sezonie wrażliwym dla ptaków lub nietoperzy. Kilka lat temu koszty turbiny i jej budowy sięgały 5-7 mln zł dla mocy 1MW. Taka inwestycja bez gwarancji dotacji do wyprodukowanej jednostki prądu i jej odbioru przez operatora była niedochodowa i nadal jest. Teraz wyobraźmy sobie sytuację, że właściciel, który jest dotowany, a ta dotacja to istotna cześć zysku, ma wyłączyć turbinę bo giną ptaki. 

zaloguj się by móc komentować

Greenwatcher @ArGut 17 stycznia 2020 16:01
18 stycznia 2020 08:36

- „ani solidnego nagłośnienia dobrych wyników”

Bardzo dziękuję i przyznam, że mi wstyd za ten brak.

zaloguj się by móc komentować

Brzoza @Greenwatcher 18 stycznia 2020 08:25
18 stycznia 2020 08:39

Dziękuję.

 

> Teraz wyobraźmy sobie sytuację, że właściciel, który jest dotowany, a ta dotacja to istotna cześć zysku, ma wyłączyć turbinę bo giną ptaki. 

Jeszcze jest w porządku w bilansie właściciela wyłączonej turbiny pewnie.

zaloguj się by móc komentować

Greenwatcher @qwerty 17 stycznia 2020 18:52
18 stycznia 2020 08:43

Wokół mojego domu niedawno panowały mazurki, które zadomowiły się pod rynnami. Wykorzystywały wykute, przez dzięcioła dziuple, w styropianie ocieplenia. Od dwóch lat ich miejsce zajęły wróble. W przyrodzie ciągłe zmiany.

zaloguj się by móc komentować

olekfara @Greenwatcher
18 stycznia 2020 08:48

Przy okazji te wszystkie dopłaty rolno-środowiskowe, ptaszki, orzechy i inne zupełnie wykluczaja jakiekolwiek  miarodajne wyliczenie kosztów produkcji. Przeciez rolnictwo to uprawa i hodowla żywności. Wliczenie do dochodów często niemałych dopłat rolnośrodowiskowych i tylko dla małej części rolników pozwala im  pokryć straty na produkcji typowo rolniczej i jakoś przeżyć. Reszta upada lub upadnie.

zaloguj się by móc komentować

Brzoza @Greenwatcher
18 stycznia 2020 09:00

Z moich punktów to ptaków jest coraz więcej (większe grupy przelatywały, więcej odgłosów różnych ptaków słyszałem (a mi się zatkało troche ucho od kilku miesięcy) i nie wspominjąc takiego jednego czy dwóch strasznie wrzeszczących nieustannie dzień po dniu, chyba próbujących mnie przepędzić, także w ciemną noc ni z tego ni z owego. Wydawało się, że będzie to coś wielkości czapli - taki wrzask, a to trochę większa niż kukułka. Pierwszy raz coś takiego - trochę egzotycznie z "odstającą"/falującą "luźno" częścią piór przy locie. Ale pochodzę z chłodniejszego kraju i dla mnie niedawno łyska agresywna i mniejsza od trzymających się daleko swojskich kaczek wydawała się egzotyczna.

zaloguj się by móc komentować

Greenwatcher @klon 17 stycznia 2020 20:21
18 stycznia 2020 09:17

Bardzo proszę i dziękuję za lekturę.

- Czy znając procesy zachodzące na obszarze krajów Starej Unii, można realnie ułożyć "program rolno-środowiskowy" aby przyniósł on efekt poprawy "dobrostanu" populacji ptaków krajobrazu rolniczego?

Efekty próby, tylko próby, ułożenia widzieliśmy już Holandii, Belgii i Francji, a wczoraj w Niemczech gdy rolnicy wyjechali na ulice miast, w tym Berlina. Ponoć 8 tys. traktorów w różnych miejscach dało znać rządzącym co sądzą o polityce azotowej, klimatycznej, przyrodniczej.

- Odnoszę nieodparte wrażenie, że większość działań z zakresu ochrony środowiska zawiera "wewnętrzną sprzeczność".

Tak jest pewnie w większości. Nie tylko w ochronie środowiska, ale także w ochronie przyrody. Nie ma ingerencji neutralnych. Efekty sprzeczności są kosztem. Niestety rzadko się je bada. Nieuniknione jest, że ktoś je będzie „rozgrywał” i zastawiał emocjonalne pułapki.

- Czy ktokolwiek podjął kiedyś próbę opracowania działań nie będących skonfliktowanymi, zantagonizowanymi? Pytam, bo wydaje sie to nierealne, ale może jest jakiś Gigant?

Też chciałbym poznać takiego myśliciela.

zaloguj się by móc komentować

syringa @Greenwatcher 18 stycznia 2020 08:43
18 stycznia 2020 10:09

Wrobli bardzo malo , mazurkow -troche

Prawie wyginely skowronki ktorych kiedys bylo u mnie mnostwo.

@brzoza -to ze "mnostwo ptakow przelatuje" -nic nie znaczy Leca z Rosji albo Ukrainy, ze SKandynawii ...

zaloguj się by móc komentować

Greenwatcher @syringa 18 stycznia 2020 10:09
18 stycznia 2020 16:43

Wróbel nieco w górę, a skowronki na rollercoasterze

 

zaloguj się by móc komentować

syringa @Greenwatcher
18 stycznia 2020 16:50

Dziekuje

zaloguj się by móc komentować

Greenwatcher @gabriel-maciejewski 18 stycznia 2020 08:22
19 stycznia 2020 13:12

Ludzie znający się na rozpoznawaniu ptaków są ponadprzeciętnie spostrzegawczy i tego zazdroszczę. Pamiętam, którąś z pogadanek PGR, z prof. Tryjanowskiem, że nie przypadkowo uczyniono tę umiejętność elitarnym hobby brytyjskich elit. Świstunki w życiu bym nie rozpoznał.

zaloguj się by móc komentować

Greenwatcher @syringa 18 stycznia 2020 16:50
19 stycznia 2020 13:17

Zaponiałem dodać, że te wykresy to praca ornitologów z zespołu Państwowego Monitoringu Środowiska. 

zaloguj się by móc komentować

Greenwatcher @olekfara 18 stycznia 2020 08:48
19 stycznia 2020 13:22

To jest dopiero temat do studiów. Trzeba będzie coś poszukać. Ekonomia nie tylko w ochronie przyrody jest traktowana po macoszemu.

zaloguj się by móc komentować

porfirogeneta @Greenwatcher 19 stycznia 2020 13:17
20 stycznia 2020 20:58

Jak "Państwowego" to musi być "Ważne", Te krowy z pod Deszczna to też "Państwo" utrzymywało?, Czy raczej "element antyypaństwowy"?

zaloguj się by móc komentować

porfirogeneta @Greenwatcher 19 stycznia 2020 13:17
20 stycznia 2020 20:58

Jak "Państwowego" to musi być "Ważne", Te krowy z pod Deszczna to też "Państwo" utrzymywało?, Czy raczej "element antyypaństwowy"?

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować