-

Greenwatcher : "Od kiedy nie jesteśmy karmą dla wielkich kotów, boimy się samych siebie"

Zaraza, wyludnienie i choroba niepamięci

Za szybą wielkiej gabloty, w holu ssaków Narodowego Muzeum Historii Naturalnej Smithsonian Institution w Waszyngtonie, spoczywa wypchana skóra nosorożca białego, z podgatunku nosorożec północny. Z pośród 125 mln eksponatów tego muzeum, chyba żaden nie wzbudza tylu emocji. Nosorożec północny jest bowiem zwierzęciem emblematycznym - symbolem wymierania, którego człowiek nie zdołał powstrzymać. Ostatni osobnik z tego podgatunku został uśpiony w niewoli, w roku 2018, a taka okazja nie mogła pozostać nieskonsumowana. Na nowo rozgorzał żar pretensji o zbyt małą liczbę i powierzchnię parków narodowych w krajach Afryki. Nosorożec ze Smithsonian Institution jak gdyby ożył ponownie, bo, jak już kiedyś napisałem, nic tak nie ożywia jak coś wymarłego. Przypomniano jego historię, a ta, znana tylko powierzchownie, znakomicie nadaje się do ideologicznej obróbki i eksponowania spraw ledwie istotnych.

Nosorożca z gabloty zabił były prezydent Stanów Zjednoczonych, a ten fakt jest wystarczającą przesłanką do potępienia globalnego imperium zła, którym przewodzą kolejni, żadni krwi, wariaci. Ponad 100 lat temu zastrzelił to zwierzę Theodore Roosevelt, tenże sam protoplasta parków narodowych Ameryki i Afryki, entuzjasta dzikiej przyrody, żarliwy jej obrońca i jednocześnie myśliwy. Te okoliczności z życiorysu Roosevelta, zestawione razem, były i są dla wielu niemożliwe do strawienia. Małostkowa wizja ochrony przyrody nie jest bowiem zdolna zaakceptować udziału oprawcy zwierząt w światowej historii ochrony przyrody. Myśliwskie praktyki Roosevelta, mimo ojcostwa parków narodowych, nie zostały mu wybaczone. Kpiono z nich już za jego życia, tyle że kiedyś tylko w oczarowanej sobą Europie, korzystającej z kolonialnych praktyk. Gdy ostatni osobnik nosorożca północnego został poddany eutanazji, co przecież nie jest zabiegiem niezwyczajnym zachodnim Europejczykom, wypomniano nieżyjącemu prezydentowi, że osobiście przyczynił się do jego wymarcia.

Theodore Roosevelt wiedział o swojej „popularności” za oceanem. Wprawdzie szydzono z niego na dalekich salonach, ale był to wynik niepokoju wzrastającą witalnością Stanów Zjednoczonych. Pod koniec prezydentury, w roku 1908, napisał list do powierników woli i majątku Jamesa Smithsona, w którym przedstawił propozycję zorganizowania wyprawy badawczej w głąb Afryki: Jak wam wiadomo, nie jestem rzeźnikiem. Lubię polować, ale moim prawdziwym i głównym zainteresowaniem jest zoologia. Wydaje mi się, że właśnie teraz nadarza się wyjątkowa okazja, dla Muzeum Narodowego, by uzyskać doskonałą kolekcję nie tylko dużych, łownych zwierząt Afryki, ale także tych mniejszych, w tym ptaków. Podejmę się przygotowania ekspedycji oraz napisania książki o niej, która pozwoli mi pokryć koszty wyprawy, własne oraz syna. Chciałbym jednak poprosić o jednego lub dwóch profesjonalnych taksonomów i przyrodników, dysponujących doświadczeniem pracy terenowej, którzy by nam towarzyszyli oraz przygotowali i odesłali pobrane przez nas okazy. Kolekcja, która trafiłaby do Muzeum Narodowego miałaby wyjątkową wartość.

Wartość naukową i ekspozycyjną szybko pojął ówczesny administrator Smithsonian Institution Charles Walcott. Wszak kolekcja muzeum miała być wzbogacona o okazy upolowane przez samego prezydenta. Był to niewątpliwy bonus dla spodziewanych profitów z ekspozycji, o czym również wiedział ustępujący prezydent. Warunki oferty, które przedstawił nie były złe. Instytut miał pokryć koszty swych naukowców oraz logistyki okazów, a sam Roosevelt miał zbierać pieniądze na wyprawę od prywatnych darczyńców. Obecność prezydenta w przedsięwzięciu promowała Narodowe Muzeum Historii Naturalnej w Waszyngtonie do czołówki placówek muzealnych w USA. 

Walcotta ponaglała także myśl, że z oferty Roosevelta może skorzystać konkurencja z Muzeum Historii Naturalnej w Nowym Jorku lub Muzeum Historii Naturalnej w Chicago. Obydwie placówki górowały jakością i liczbą eksponatów nad muzeum ze stolicy Stanów Zjednoczonych. By wzbogacić swoje zasoby regularnie wysyłały swoich przedstawicieli w różne części świata. Skupowały też okazy flory i fauny od przygodnych podróżników. Ówczesna praktyka kolekcjonowania martwych okazów, w rożnych postaciach, była zwykłą częścią nauki. Ledwie część z nich udostępniano ekspozycji, która zasilała budżety aktywnych muzealników. Do dziś te stare zbiory są wykorzystywane. Obecnie niejeden stopień naukowy nie jest zdobywany w trudzie obserwacji kwietnej łąki, ale we wnętrzu klimatyzowanego pokoju, wśród sterty kart archiwalnych zielników. Muzealne wyprawy i kolekcje geologiczne rozpoznały stanowiska złóż i ich zasobność, a taka wiedza ma nieśmiertelną przydatność wywiadowczą oraz gospodarczą.

Podstawową listę celów, dosłownie i w przenośni, amerykańskiej ekspedycji otwierały: lew, słoń, nosorożec czarny, bawół, żyrafa, hipopotam, antylopa eland, oryks, kudu, gnu, bawolec krowi, guźiec, zebra, kob śniady, gazela Granta, ridbok i sasebi. Oczekiwane były także drapieżniki mniejsze niż lew, małe ssaki oraz zwierzęta innych grup. Niemal każde z nich miało zostać zabite i spreparowane, a następnie wysłane do Waszyngtonu. Zbiórka miała obejmować także rośliny, muszle, minerały, skały i zabytki etnograficzne. Muzeum zaakceptowało ten plan. Najważniejszym, ale niepewnym obiektem łowów miał być, trudny do pozyskania, nosorożec północny.

Pewnie nikogo nie zdziwi, że ten sposób zdobywania wiedzy oszołamia dziś ludzi nieobeznanych z historią nauk przyrodniczych. Stanowi on przedmiot gorących, całkowicie anachronicznych, polemik, w których dowodzi się morderczych skłoności męskiej linii rodziny Rooseveltów i eksponuje chorobliwy snobizm zdobycia trofeum wymierającego gatunku. Co ciekawe takie opinie nie są niczym nowym. Rozbrzmiały już ponad 100 lat temu, a przecież polowanie i kolekcjonowanie nie było wtedy niczym nieobyczajnym. Całe karawany ekspedycji naukowych z kolonialnych krajów Europy pozyskiwały w ten sposób, i to od dawana, skarby wiedzy o podbitych obszarach Afryki, Azji i Ameryki Południowej. Afrykańskie safari było częścią rozrywki establishmentu. Zapewne niewielu zwróciłoby uwagę na amerykańską ekspedycję do Afryki, bo takie były przecież wcześniej, ale przewodził jej człowiek będący uosobieniem rosnącego imperium zza oceanu.

Pierwsza fala krytyki w prasie europejskiej rozgorzała jak tylko dowiedziano się o planach Roosevelta i zbiórce funduszy na ekspedycję. W kolejne włączały się elity akademickie, podróżnicy, bywalcy afrykańskich polowań i politycy. Było to o tyle zaskakujące, że równocześnie rozczytywano się w awanturniczych, licznie drukowanych, powieściach przygodowych Henry’ego Ridera Haggarda. Przenosiły one wyobraźnię czytelników, razem z bohaterem Allanem Quatermainem, do wnętrza dzikiej Afryki.

Pierwowzorem tej powieściowej postaci był Frederick Selous - zawodowy myśliwy z Afryki Południowej i Południowo-Wschodniej. Był to doświadczony przewodnik ekspedycji wojskowych i myśliwskich, który w służbie British South Africa Company pomagał, skutecznie, przejąć Mozambik. Był znaną w całym kolonialnym świecie ikoną myśliwych, z wąskiej elity łowców dużych zwierząt skupionych w Shikar Club. Wprawdzie Selous upolował największego, znanego nauce, nosorożca białego, ale chyba nie to skłoniło Roosevelta do zaproszenia go na swoją wyprawę. Miała ona operować w regionach brytyjskich kolonii i wpływów, a enklawa nosorożca północnego, mniej więcej wielkości Polski, znajdowała się na pograniczu ówczesnego Sudanu Anglo-Egipskiego i Konga Belgijskiego. O skali zaniepokojenia, które wywołał Roosevelt, niech świadczy fakt, że w ślad za nim podążała, cały czas, brytyjska ekspedycja pod kierownictwem majora Williama Roberta Forana, oficera brytyjskiej policji Afryki Wschodniej.

Kongo Belgijskie należało do rodziny królewskiej, ale w roku 1908 przeszło, w transakcji sprzedaży, na rzecz Belgii. Jego północno-wschodni fragment zatrzymał sobie, jako prywatne łowisko, król Leopold II. Po jego śmierci nie miało ono trafić w ręce Belgów, co wydawałoby się oczywiste, ale przejść na własność, kontrolowanego przez Brytyjczyków Sudanu. To tu znajdowała się cześć enklawy nosorożca północnego. By do niej dotrzeć trzeba było pokonać niebezpieczne obszary brytyjskiej Ugandy. To właśnie stanowiło niewiadomą i trudność w polowaniu na nosorożca o której wiedział, już przed wyprawą, Roosevelt. Jego ekspedycja musiała pokonać obszar epidemii śpiączki afrykańskiej. Śmiercionośne zagrożenie w polowaniu na nosorożca, nie stanowiło to wielkie zwierzę - nosorożec biały jest w rzeczywistości o wiele bardziej łagodny niż nosorożec czarny - ale mała mucha tse-tse.

Szacuje się, że śpiączka afrykańska uśmierciła, w latach 1896-1906, miliony ludzi. W najlepiej poznanych terenach ugandyjskiej części przybrzeży jeziora Wiktorii wyginęły setki tysięcy tubylców. Ta część Afryki opustoszała. W czasie wyprawy chorowali tu tragarze Roosevelta, z których jeden zmarł. W samotnej wiosce, w sąsiedztwie której przyrodnicy zatrzymali się na biwak, śpiączka zabiła ośmiu mieszkańców. Gdy Roosevelt wkraczał, w roku 1909, w łowieckie posiadłości Leopolda II przeżywał tu, na przemian, euforię doznań dzikiej przyrody i lęk przed śmiercią.

W końcu on i syn zastrzelili dziewięć nosorożców, które trafiły do kolekcji Narodowego Muzeum Historii Naturalnej w Waszyngtonie oraz Amerykańskiego Muzeum Historii Naturalnej w Nowym Jorku. Północna populacja nosorożca białego, opisana dla świata dopiero w roku 1900, już wtedy była traktowana jako nieliczna i wymierająca. Fizyczne podobieństwo tego gatunku do kopalnych, plejstoceńskich nosorożców nakazywało postrzegać to zwierzę jako żywy relikt czasów minionych. Roosevelt wiedział o tym, a argumentował odstrzał zbiorem okazu, po którym za chwilę nie będzie na Ziemi żadnego śladu. To co zobaczył w Afryce przerosło jego amerykańskie doświadczenia obcowania z dziką przyrodą. Afryka stała się dla niego ostatnim na Ziemi terenem pierwotnej przyrody, a taki obraz tego kontynentu utrwalił się w zbiorowej wyobraźni po czasy współczesne. Czy to co widział i opisał było prawdziwym obliczem Afryki?

Pora na drugą cześć historii. Dwie dekady wcześniej, w roku 1887 na wybrzeżu Półwyspu Somalijskiego wylądował oddział włoskich sił kolonizacyjnych. Osadnicy przywieźli ze sobą zwierzęta gospodarskie. Część z nich, która miała sprostać tutejszym warunkom, pochodziła z Azji. Wraz z nimi, odwiedził tę część świata, po raz pierwszy, wirus księgosuszu – groźnej, zakaźnej choroby bydła domowego i dzikich zwierząt. Niemiecka nazwa choroby rinderpest oznacza zarazę bydła lub plagę wołów. Nawiedzała ona obszary Europy wiele razy, a trzykrotnie i w katastrofalnym wymiarze w wieku XVIII, co musiało mieć wpływ na hodowlę i handel wołami w Rzeczpospolitej. Swobodną postać choroby wyeliminowano dopiero w XXI wieku za pomocą skutecznych, masowych szczepień. Zanim Włosi przywieźli ją na Róg Afryki była już obecna w północnej Afryce. Najstarsze świadectwa o niej pochodzą z Egiptu z około 3 tys. lat przed narodzeniem Chrystusa. Nigdy jednak nie pokonała Sahary i nie dotarła w głąb kontynentu.

Tym razem zaraza bydła błyskawicznie wnikała w tę część Afryki, a główne szlaki wytyczał Sahel ku zachodowi i Wielkie Rowy Afrykańskie na południe. W pięć lat dotarła do wybrzeży Atlantyku, a w dekadę na wybrzeża południowej Afryki. Trudno było jej nie zauważyć. Śmiertelność tej choroby osiąga niemal 100%, a zwierzę umiera w męce w 6 -12 dni od zakażenia. Kolonizatorzy wiedzieli z czym mają do czynienia. Tubylcy widzieli jej objawy i skutki po raz pierwszy. Stada zwierząt starych, wielkich kultur rolników osiadłych i pasterzy wyginęły z dnia na dzień. By tego było mało, masowo zaczęły padać zwierzęta dzikie: bawoły, duże antylopy, żyrafy, a nawet guźce. Znienacka pojawił się w tej części Afryki głód jakiego nie pamiętały najszersze ustne przekazy. Za głodem kroczyły: ospa, cholera i dur brzuszny. Żniwo śmierci wśród ludzi było ogromne. Ci którzy przeżyli opowiadali, że martwi byli tak liczni, że sępy nie musiały latać od zwłok do zwłok. Nikt z ówczesnych badaczy Afryki nie liczył zmarłych. Prace późniejsze ostrożnie szacują śmierć nie w liczbach, ale częściach populacji: 1/3 ludności Etiopii, 2/3 ludności Tanzanii, 2/3 Masajów, większość Zulusów. Zmiany ludnościowe i cywilizacyjne były głębokie. Żadna z wielkich tubylczych nacji nie odbudowała się do postaci sprzed zarazy. Mniejsze plemiona ponoć całkowicie znikły, a pozostał po nich jedynie przekaz. Wspomniani Zulusi walczyli między sobą o resztki bydła, a większość ocalałych trafiła do brytyjskich faktorii i kopalni Afryki Południowej.

Duża część kontynentu stała się prawie bezludna. Miejscowe rolnictwo, liczące tysiące lat historii, właściwie przestało istnieć. Stada dzikich przeżuwaczy były zdziesiątkowane. Historyczna kolebka Homo sapiens, zaczęła dziczeć. Drzewa i krzewy wkraczały w miejsca opuszczonych pól i rozległych pastwisk, gdzie jeszcze niedawno zwierzęta utrzymywały dominującą ruń niskich traw. Współczesne eksperymenty potwierdzają, że wystarczy dekada by trudno było rozpoznać gdzie były działki pól i pastwiska, a po dwóch brak po nich śladu. Zmieniona postać formacji roślinnej sprzyjała obecności latającemu krwiopijcy. Mucha tse-tse, pośredni żywiciel dla wiciowców, zwiększyła swój zasięg wraz z krzewami i drzewami. Powiększył się teren afrykańskiej śpiączki oraz zabójczych chorób zwierząt dzikich i hodowlanych.

Taką Afrykę, po księgosuszu, głodzie, ospie, cholerze, tyfusie i wojnach, a w trakcie ekspansywnej śpiączki afrykańskiej odwiedził Theodore Roosevelt. To co widział on oraz inni podróżnicy i odkrywcy przełomu wieków, a co utrwaliła popularna literatura nie było prawdziwym obrazem tego kontynentu. Wielkie obszary Afryki rzekomo pierwotne i bezludne, w których nie było śladu stopy człowieka, były w rzeczywistości zdziczałe. Kolonialna propaganda potrzebowała takiego obrazu Afryki i tubylczych ludów: głodujących, agresywnych, prymitywnych, bez własnej kultury i historii. To czego nie sprawiły pacyfikacje tubylców dokonała, w dekadę, zaraza bydła, oraz jej następstwa. Lustrujący północne obszary Kenii Frederick Lugard opisywał, w roku 1890, nie tylko głód i śmierć Afrykanów, ale jako oficer brytyjskiej armii kolonialnej zauważył, że ta zaraza sprzyja sprawie Kompanii Brytyjskiej, bo osłabia i upokarza, dotąd niepodległe nikomu, wojownicze plemiona pasterskie.

Wielka cześć Afryki stała się, skutkiem katastrofy humanitarnej i ekologicznej, areną wywłaszczenia ocalałych z ich rodzimej ziemi. Jednym z narzędzi była troska o rzekomo dziewiczą i nigdzie już nie spotykaną pierwotną przyrodę. Zwolennikami tworzenia wielkich rezerwatów zwierząt, do których mieliby wstęp tylko nieliczni, byli biali, zawodowi łowcy i pisarze ze wspomnianego Shikar Club. Wtórowali im nowi w Afryce właściciele ziemscy. Roosevelt opisał tereny swej ekspedycji jako dzikie i godne formuły parków narodowych. Jeszcze w latach 60. ubiegłego wieku, wielkie afrykańskie równiny uważano za nigdy nienaruszone przez człowieka rezerwuary przyrody, a mizerne ludy pasterskie za uzurpatorów tych przestrzeni. Masajów próbowano rugować z Parku Narodowego Serengeti, a muchę tse-tse traktuje się dzisiaj jako najlepszego strażnika dziewiczej Afryki. Cnotliwi piętnują Roosevelta, maskując np. zbrodnie administracji Leopolda II, a tubylcom poleca się powiększanie parków narodowych by mogli godnie żyć z usług turystycznych, serwowanych gościom zza wielkiej wody.  

 

 

Źródła:

http://www.faculty.umb.edu/peter_taylor/pearce00.pdf

https://e360.yale.edu/features/why_africas_national_parks_are_failing_to_save_wildlife

https://www.smithsonianmag.com/smithsonian-institution/teddy-roosevelts-epic-strangely-altruistic-hunt-white-rhino-180958626/

https://pl.wikipedia.org/wiki/Theodore_Roosevelt

https://en.m.wikipedia.org/wiki/Frederick_Selous

https://en.wikipedia.org/wiki/W._Robert_Foran

https://en.wikipedia.org/wiki/Smithsonian%E2%80%93Roosevelt_African_Expedition

https://en.m.wikipedia.org/wiki/Rinderpest

https://en.m.wikipedia.org/wiki/Frederick_Lugard,_1st_Baron_Lugard

 

 

 



tagi: ochrona przyrody  theodore roosevelt  kolonializm  afryka  śpiączka afrykańska  parki narodowe 

Greenwatcher
10 kwietnia 2020 09:59
31     2891    19 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

stanislaw-orda @Greenwatcher
10 kwietnia 2020 10:44

To skutki tzw. cywilizacji białego człowieka.

Na szczęście dobiega ona swego kresu.

zaloguj się by móc komentować

mooj @Greenwatcher
10 kwietnia 2020 12:01

tak a propos księgosuszu i "Swobodną postać choroby wyeliminowano dopiero w XXI wieku za pomocą skutecznych, masowych szczepień."

http://naukawpolsce.pap.pl/aktualnosci/news%2C32833%2Cprof-boratynski-100-lat-temu-w-polsce-zwalczono-epidemie-podobna-do-asf.html

przypomnienie prac i postacji dra Jaroszyńskiego

zaloguj się by móc komentować

Caine @Greenwatcher
10 kwietnia 2020 12:21

Nie jestem przekonany, czy Leopold II zasługuje na czarną legendę. Wiele z dowodów rzekomego ludobójstwa zostalor sfabrykowanych przez Anglosasów.

zaloguj się by móc komentować

tadman @Caine 10 kwietnia 2020 12:21
10 kwietnia 2020 12:31

Pisał o tym Gospodarz, szło o to co zawierała kongijska ziemia. Podobny myk zastosowano względem Południowej Arfyki i Burów, bo o apartheidzie gardłował cały świat, a żona Mandeli i on sam to symbole, oczywiście bez najmniejszej skazy, walki o wyzwolenie, a Biko zaistniał w szlagierze Petera Gabriela, przecież Brytyjczyka.

zaloguj się by móc komentować

m8 @Greenwatcher
10 kwietnia 2020 13:23

Wstrzasajace.

zaloguj się by móc komentować

klon @Greenwatcher
10 kwietnia 2020 14:09

Tekst jak zwykle intrygujący. Znajduję tu wyjaśnienie małej ilości ludności Afryki do połowy lat 70-tych - 400 mln. Dziś jest to prawie 1,4 mld. Afryka "odrabia zaległości"?

zaloguj się by móc komentować

Maryla-Sztajer @Greenwatcher
10 kwietnia 2020 14:35

Jak widać eksponaty muzealne, niezależnie od profilu muzeum, są pozyskiwane i eksploatowane w zależności od aktualnych potrzeb ideologicznych.

.

 

zaloguj się by móc komentować

pink-panther @Greenwatcher
10 kwietnia 2020 21:50

Dziesięć plusów. Od tej notki można zaczynać naukę historii Afryki. Wielkie dzięk7.

zaloguj się by móc komentować

olekfara @stanislaw-orda 10 kwietnia 2020 10:44
10 kwietnia 2020 21:52

Daj Pan spokój. Ja tez hoduję bydło, po prawdzie kończę hodowlę.

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @Greenwatcher
11 kwietnia 2020 07:03

Z tym Leopoldem i jego zbrodniami było trochę inaczej. Oczywiście co do reszty zgoda. Ilość literatury propagandowej, zwanej literaturą przygodową dla dzieci, opisującej te sprawy była liczona w setkach wagonów. Nie bylo takiej wiejskiej biblioteki, gdzie by nie zalegały te książki

zaloguj się by móc komentować

Greenwatcher @Caine 10 kwietnia 2020 12:21
11 kwietnia 2020 08:00

B. dziękuję za pomoc. Tekst Gabriela Maciejewskiego poszukam i przeczytam. Przeczytałem przetłumaczony tekst z https://nl.wikipedia.org/wiki/Gruweldaden_in_Congo-Vrijstaat.

Na tej podstawie zmieniłem:

Kpiono z nich już za jego życia, tyle że kiedyś tylko w oczarowanej sobą Europie, w której nawet mała Belgia miała ludobójcze porywy kolonialne.

na:

Kpiono z nich już za jego życia, tyle że kiedyś tylko w oczarowanej sobą Europie, korzystającej z kolonialnych praktyk.

Belgia przejęła Wolne Państwo Kongo dopiero w roku 1908, a więc popełniłem błąd i nie powinien on zostać w notce.

Zmieniłem też część zdania:

Cnotliwi piętnują Roosevelta, maskując zbrodnie Leopolda II i administracji belgijskiej …

na:

Cnotliwi piętnują Roosevelta, maskując np. zbrodnie administracji Leopolda II w Wolnym Państwie Kongo …

Argumentacja jak powyżej

Czytelników przepraszam.

zaloguj się by móc komentować


Brzoza @Greenwatcher 11 kwietnia 2020 08:00
11 kwietnia 2020 08:09

Ale "profeska". To rzadko się zdarza.

zaloguj się by móc komentować

Greenwatcher @mooj 10 kwietnia 2020 12:01
11 kwietnia 2020 08:12

B. pouczające, nie wiedziałem o tej historii. Szukałem dlaczego księgosusz? Skąd ta nazwa?  Dziękuję.

zaloguj się by móc komentować

Greenwatcher @pink-panther 10 kwietnia 2020 21:50
11 kwietnia 2020 08:18

Niewiele tu mojego, a plusy dla Freda Pearcea, którego cytuję w źródłach. Ma facet łeb.

zaloguj się by móc komentować

Greenwatcher @klon 10 kwietnia 2020 14:09
11 kwietnia 2020 08:23

A handel niewolników? Też pewnie miał swoje skutki demograficzne. 

zaloguj się by móc komentować


pink-panther @Greenwatcher 11 kwietnia 2020 08:18
11 kwietnia 2020 11:32

Najpierw trzeba znaleźć, docenić wagę informacji i przetłumaczyć. Wesołych Świąt.

zaloguj się by móc komentować

m8 @Greenwatcher 11 kwietnia 2020 08:12
11 kwietnia 2020 11:56

To pytanie? Księgosusz - wytlumaczenie jest proste: księgi to jeden z odcinkow żoładka przezuwaczy.

Nazwa choroby pochodzi od charakterystycznych zmian znajdowanych w żwaczu oraz księgach.

zaloguj się by móc komentować

Nieobyty @Greenwatcher
11 kwietnia 2020 14:20

Choroby zwierząt i ich wpływ na historie tu na przykładzie Afryki temat bardzo ciekawy.

Ostatni przykład to z 2015 masowy pomór Suhaków na stepach Azji Centralnej – wyginęło 100 tys. sztuk – i to nagle. To jest mała skala tego co pojawiło się w Afryce kiedyś.

Mamy nie tylko choroby zwierząt ale i roślin – pamiętamy o zarazie ziemiaczanej i jej wpływy na Irlandię.

Do dziś mamy problemy fitosanitarne od kwarantanny dla koni w konkursach hipicznych na innych kontynentach po zakaz sprowadzania drewna z Chin i wymogu palet sklejkowych. Nawet dziś uprawiając ogródki są problem z zawleczonymi niedawno chorobami warzyw [np. ogórki, pomidory].

W polszczyźnie jest takie słowo pomór by nazwać masową śmierć w wyniku chorób zwierząt. I to słowo ma swoją historię – nawet w umowach chłopa z panem ten miał mu zagwarantować wsparcie w przypadku pomoru bydła.

I jeszcze taki nawiązanie do historii Polski – jakoś umykają na liczne epidemia jaki występował na naszych ziemiach. Szczególnie liczne był epidemia dżumy w XVII wieku – i to najczęściej na szlaku południowych.

Lata temu w jednym artykułów był opracowanie w formie wykresu lat z wojnami, epidemiami [ ale przy epidemiach ludzi pojawiał się pomór zwierząt], suszami, oraz powodziami w XVII wieku - nie liczne były lata gdzie nie występowały zagrożenia dla bytu a i wtedy trzeba był nadrabiać straty.

I taki mały wycinek epidemii na ziemiach polskich

https://www.wilanow-palac.pl/choroby.html

http://naukawpolsce.pap.pl/aktualnosci/news%2C81227%2Cepidemie-na-ziemiach-polskich.html

zaloguj się by móc komentować

mooj @Nieobyty 11 kwietnia 2020 14:20
11 kwietnia 2020 14:36

Zdecydowanie nie zgadzam się z fragmentami papowskiego artykułu.

"Chaos pierwszych miesięcy niepodległości, wielkie migracje, a potem przetaczający się front wojny z bolszewikami zatarły większość śladów zarazy. W latach 1939–1944 zniszczeniu ulegała większość dokumentów największych warszawskich cmentarzy, które byłyby doskonałym źródłem do oszacowania śmiertelności mieszkańców stolicy. "

Dokumentacja cmenatrzy nie jest niezbędna przy szacowaniu XIX czy XX wiecznej umieralności (spotykane osttanie w ielu wypowiedziach, także historyków). Więcej: z uwagi na istnienie okresowych epidemicznych miejsc pochówku właśnie w XIX i XX wieku - dokumentów o zgonach po prostu należy szukać w księgach zgonów ASC. Nie mówiać o tym, że: 

* braki w archiwum Cmentarza Bródzieńskiego są niewielkie

http://www.cmentarz-brodnowski.pl/artykuly/historia/cmentarz-brodnowski-w-archiwaliach

"31. W Archiwum Cmentarza Bródnowskiego brak dzienników z następujących lat: 1898, 1907, 1910, 1912, 1925 (I tom do 31 VIII), 1926, 1927, 1930, 1937, 1939, 1940 (brak TI tomu), 1942, 1943 (brak I tomu), 1941 brak dzienników do 24 VII).
32. W Archiwum Zarządu Cmentarza brak skorowidzów z następujących lat: 1886, 1889, 1890, 1892, 1897, 1899, 1901, 1908 i 1910."

* do pokładnego malo kto zagląda (przykład większość wieku XIX:

http://metryki.genealodzy.pl/metryki.php?op=kt&ar=9&zs=9217d&sy=503&kt=1

O hiszpance to są kalki z zachodu przeniesione, a bywa często, że na okres poprzedzający Wielką Wojnę! 

zaloguj się by móc komentować

Nieobyty @mooj 11 kwietnia 2020 14:36
11 kwietnia 2020 15:18

Zamieściłem link bo jest w nim zestawienie kolejnych epidemi na przestrzen lat - nie znaczy to że nie musimy weryfikować danych w  artykule.

I tak uwaga - mamy cmentarze choleryczne z XIX wieku i nawet trafiamy w pozycjach literatury autorów XIX wiecznych pojęcie - stary cmentarz choleryczny.  Jak to jest że nie ma cmentarzy grypicznych. Hiszpanka to największa epidemia XX wieku i nasi dziadowie cholery się bali tak że cmentarze zmarłym zakładali oddzielne a zmarłym na hiszpankę nie. 

W kronikach wspomina się o morowym  powietrzu w Krakowie o cholerze z XIX wieku też się piszę a gdzie jest w literaturze autorów tamtych czasów opis hiszpanki. 

zaloguj się by móc komentować

mooj @Nieobyty 11 kwietnia 2020 15:18
11 kwietnia 2020 15:29

Hiszpanka to 1918-1919 i (moim zdaniem) w porównaniu z ospą (a tak!), a przede wszystkim tyfusem z Wielkiej Wojny, gruźlicą, czerwonką i głodem - na niewielu zrobiła wrażenie. Co do liczb -  bardzo wycinkowo, ale coś próbowałem zanalizować. Trudność nie tyle w braku źródeł, co w tym, że trudno z uwagi na poprzedzające wydarzenia wyodrębnić dane, zanalizować. To nie trend "z ząbkiem", nakłada się wojenne wysiedlenie etc

Cmentarze, krzyże choleryczne są spotykane (zachowane) do dziś (ale najstarsze chyba z 1831, może - choć to wąptliwe - na miejscu wcześniejszych cholerycznych)

Wydzielone na cmentarzach (bywało - powiększanych z tych oakzji) kwatery epidemiczne - trudniejsze do zidentyfikowania

Kraków 1918-1919 - nie podchodziłem do tematu

zaloguj się by móc komentować

Nieobyty @mooj 11 kwietnia 2020 15:29
11 kwietnia 2020 16:03

Z roddzinnych przekazów o czasach I wojny była mowa o głodzię o tyfusie a nawet czerwonce na froncie [np. podczas pobytu w lazarecie o zakupie  rumu w czasie czerwonki] a także chorobach wenerycznych przywleczonych np. przez carską armię.

Nikt nie mówił  o hiszpance - bo ten termin wtedy nie funkcjonował i potem też nie. Dopiero po latach nazywa się ta epidemię  terminem hiszpanka. Cóż to za epidemia którą współcześni nie nazywają i nie ma ona szczególnej pamięci społecznej i rodzinnej. 

zaloguj się by móc komentować

m8 @Nieobyty 11 kwietnia 2020 16:03
11 kwietnia 2020 21:31

Z tego co wyczytalem to uwczesne media podczas wojny i po wojnie mialy byc oblozone taka cenzura, ze jedyne wiesci o chorobie dochodzily z nieobjetej wojna hiszpanii. Stad nazwa. Ponoc zawdzieczamy przywleczenie "hiszpanki" wkroczeniu oddzialow amerykanskich do wojny na kontynencie. Amerykanka lub usanka bylyby adekwatnymi nazwami.

zaloguj się by móc komentować

m8 @Nieobyty 11 kwietnia 2020 14:20
11 kwietnia 2020 21:37

Z mniej drastycznych przykladow warto wymienic zaraze jesiona, ktora powodije przyweczony z Japonii gatunek grzyba.

zaloguj się by móc komentować

m8 @pink-panther 11 kwietnia 2020 11:32
11 kwietnia 2020 21:41

Z kategorii co by bylo gdyby.. nawiaze do Pani notki o "zjednoczeniu " Italii. Ciekaw jestem jak by sie potoczyly losy kolonizacji Afryki gdyby struktura polityczna Italii pozostala niezmieniona. Byc moz ktos inny zajalby tereny. Byc moze doszloby do zawleczenia epidemi .

zaloguj się by móc komentować

mooj @m8 11 kwietnia 2020 21:31
11 kwietnia 2020 21:47

Sęk w tym, co za "my" zawdzięczamy. Co do chorób epidemicznych mamy niewiele wspólnej masowej, historycznej pamięci ze stanami czy Francją.

Podobnie "najgorszy kryzys od II wojny" to nie hasło dla nas tutaj.

 

zaloguj się by móc komentować

Greenwatcher @Pioter 11 kwietnia 2020 08:39
14 kwietnia 2020 07:30

Dziękuję Pioterze.  Pamiętam godny zastanowienia nowy wzór banknotów z Rwandy. http://pioter.szkolanawigatorow.pl/zywego-ducha-nie-uswiadczysz#81577

zaloguj się by móc komentować

Greenwatcher @m8 11 kwietnia 2020 11:56
14 kwietnia 2020 07:30

Dziękuje za wyjaśnienie.

zaloguj się by móc komentować

Greenwatcher @Nieobyty 11 kwietnia 2020 14:20
14 kwietnia 2020 07:44

Dziękuję. Jeśli już o zwierzętach, to choć politykierów  trapi to co ląduje w „zamkniętych lasach”, to przecież  miesiąc, a może dwa miesiące, wcześniej był już zakaz wstępu do lasu z powodu ASF.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować