-

Greenwatcher : "Od kiedy nie jesteśmy karmą dla wielkich kotów, boimy się samych siebie"

Formacja i informacja spod bunkra MRU

Było to w czasie, w którym ktoś wreszcie pojął że kolejne dzieło redemptorystów w Toruniu nie jest neutralne i niszowe. Wyglądało to tak jakby studia dziennikarskie, w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej, stanowiły najistotniejsze zagrożenie dla panującego systemu. To właśnie one odbierały najwięcej razów, a nie inne kierunki jak np. informatyka, politologia czy bardzo oryginalna polityka ochrony środowiska.

Przyczynę furiackich ataków można próbować tłumaczyć na wiele sposobów. Począwszy od rozszczelnienia zawłaszczanej profesji, a skończywszy na lęku o skutki wspomnianej formacji, która jako termin wprost wypowiadany i praktykowany przetrwała chyba tylko w osnowie Kościoła. No może jeszcze w sporcie i w harcerstwie. Przecież w świecie edukacji nikt nie powinien być formowany, nie powinien się na to godzić, a tym bardziej być świadomym tego, że formowaniu podlega. Formowanie ma groźne konotacje. Co innego kształcenie, które powszechnie uchodzi za neutralne i dobroczynne. Przecież tylko uczy i jest dalekie od rzeźbienia umysłów i postaw.

Może nie zwróciłbym uwagi na ostrzał toruńskich studiów dziennikarskich, ale jednym z ich obficie bombardowanych przyczółków były przedmioty związane z wiedzą o przyrodzie i środowisku. Posuwano się nie tylko do obśmiewania wykładowców, ale wyciągano zwykle anonimowe zeznania studentów, prawdziwych czy wymyślonych, które pełne były zawiedzionych oczekiwań wobec doboru wykładów i ich treści oraz oburzenia stronniczym, katolickim i prawicowym przekazem.

Może to przypadek, ale gdy trafiałem na taką krytykę, to miałem wrażenie, że mniej w nie było o innych przedmiotach dziennikarstwa, a więcej o wspomnianej przyrodzie, ekologii, klimacie i krajobrazie. Podczas gdy ostrze słowa i obrazu było skierowane na ten zakres formowania przyszłych dziennikarzy, a razów nie szczędzono kadrze i studentom, mnie zastanawiało dlaczego akurat te dziedziny wiedzy były atakowane. Czy dlatego, że już wykształceni dziennikarze nie mieli takich egzotycznych przedmiotów na swoich studiach? Czy po to by wzbudzić w odbiorcach przekazu przekonanie o bylejakości płatnych studiów i zdobywanego zawodu? A może obawa była poważniejsza, bo redemptoryści wkroczyli w przestrzeń tzw. ekologii, zarezerwowanej przecież przez lewicę dla rewolucyjnego taranu.

Odpowiedzi nie znalazłem, a przypomniałem sobie to spostrzeżenie, gdy awansowałem do stanowiska podpórki parasola, przed jednym z bunkrów Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego. W styczniu każdego roku odbywają się tutaj co najmniej dwa spektakularne wydarzenia. Pierwsze to liczenie zimujących w podziemiach nietoperzy, a drugie to wywiady, przeprowadzane z uczestnikami tego liczenia, na które kiedyś licznie zjeżdżały ekipy stacji telewizyjnych i radiowych. Ponoć w ostatnich latach przyjeżdża ich mniej, bo temat przestał już ekscytować, a nagrane wcześniej ujęcia wystarczają pod podkład dla odnotowania akcji chiropterologów. Trzymając parasol nad wrażliwym sprzętem telewizyjnym doświadczyłem jak potrzebna jest dziennikarzom szeroka wiedza o rożnych dziadzinach o których mają informować i jak w pogoni za sensacją, punktowaną w redakcji, wpadają w wytyczone już koleiny oczekiwanego przekazu czy raczej „nadawania”.

Liczenie nietoperzy w zimowisku MRU ma prawie cztery dekady. Jest to przedsięwzięcie trudne do organizacji, a trudność tę sprawiają rozległe i niebezpieczne obiekty fortyfikacji oraz same nietoperze, które są wrażliwe np. na hałas, światło, ruch, zmianę mikroklimatu miejsca hibernacji. Liczenie musi być szybkie i najmniej zmieniające warunki w zimowisku by nietoperze nie wybudzały się z przymusowego spoczynku. Wybudzenie wymaga energii, a więc spożycia tłuszczu, który zwierzęta zgromadziły późną jesienią na cały okres spoczynku. Zapas ten nie powinien być marnotrawiony dla przypadkowych przebudzeń, bo może się tak zdarzyć, że go nie wystarczy do wiosny i pierwszego polowania. Świadomość tego oraz wyjątkowo duże nagromadzenie nietoperzy leżały u podstaw powołanego tu rezerwatu przyrody o nazwie Nietoperek. Są to też istotne uwarunkowania, ograniczające ruch turystyczny w podziemiach oraz akcję liczenia nietoperzy.

Kilkadziesiąt kilometrów obiektów podziemnych i nadziemnych jest podzielone na sektory, a liczenie powinno odbywać się na raz i w tym samym czasie. To wymaga dużej grupy znawców tych zwierząt - zwykle kilkudziesięciu osób. Znalezienie, rozpoznanie i liczenie nietoperzy nie jest łatwe. O ile wiszący na ścianie czy suficie nietoperz jest w miarę widoczny to jego odnalezienie w rożnych zakamarkach np. we wnęce noska zamka w ościeżnicy, w stalowej rurze wentylacyjnej czy szczelinie między cegłami, wymaga dużego doświadczenia. Rozpoznanie gatunku zimującego nietoperza nie zawsze jest możliwe. Są gatunki, których cechy w ogóle nie pozwalają na rozpoznanie w zimowisku (trzeba by je wybudzać) lub tak ułożone, że cechy te nie są widoczne. Bardzo trudne, a czasem niemożliwe do policzenia są nietoperze, które wiszą w grupach, liczących kilkadziesiąt lub kilkaset sztuk, jedne na drugich, w kilku warstwach, jak leżące na hałdzie dachówki. Nawet cyfrowe zdjęcie takiego klastra, przeliczane przed ekranem komputera, nie daje pewności obecnej tam liczby nietoperzy.

Wiele okoliczności sprawia, że biorący udział w akcji chiropterolodzy, liczący przez kilka godzin nietoperze, zwykle brudni i umęczeni, oszołomieni światłem dnia tuż po wyjściu z podziemia, są bardzo kiepskim obiektem wywiadowczym. Już pierwsza odpowiedź na pytanie – ile jest nietoperzy w tym roku? – studzi, mający być przecież gorącym, temat. Nawet kierownik całego przedsięwzięcia, po wyjściu z bunkra, nie wie ile jest w zimowisku nietoperzy. Zaczyna zawile tłumaczyć to co dla niego jest oczywiste: że kilometry w poziomie i pionie, że sektory, że nie wszystkie grupy skończyły pracę. Z każdą minutą, z każdą sekundą jego wypowiedzi wrzątek preparowanego przekazu stygnie w wyobraźni dziennikarza szybciej niż kawa na biurku szefa redakcji newsów. W końcu kierownik sprowadza wszystko do zera absolutnego: pełne poznanie przybliżonej liczebności to może będzie za miesiąc, dwa, może trzy, jak wszystko przeliczymy i jeszcze raz, wyrywkowo, sprawdzimy. Nuda. 

Interlokutor dziennikarzy ewidentnie zawodzi, dlatego podejmują próbę odgrzania tematu, pytając czy spodziewa się w tym roku rekordu liczebności hibernujących nietoperzy. Kierownik z przyswojoną, naukową swadą, zamiast odpowiedzieć temperamentnie np. yes, yes, yes niczym zmediatyzowany homo sapiens, odpowiada, że trudno to powiedzieć, bo sam był w ledwie jednym, może dwóch sektorach i nie wie co jest w innych. Nie można też spodziewać się, że w każdym kolejnym roku, począwszy od 1985, będą rekordy. Wprawdzie naliczono wtedy około 20 tys. nietoperzy, a trzy dekady później prawie dwa razy tyle, ale przecież na początku były pewne ograniczenia poznawcze. Ostatnio zarejestrowano nawet niewielkie spadki od rekordowej liczebności. Tu dziennikarz wyczuwa, jak wyspecjalizowany pies służbowy kokainę, swąd możliwej ekscytacji: spadki, a z jakiej przyczyny?

Kierownik po raz wtóry wpada w nieznośną dla mediów tyradę trudności metodycznych, zróżnicowania piramidy demograficznej itp. dyrdymałów o biologi nietoperzy, które to czynniki współdecydują o liczebności zwierząt, zalatujących do zimowiska. Wreszcie wspomina o możliwych skutkach ocieplenia. To jest właśnie to. To unosiło się w powietrzu i to właśnie zwietrzył człowiek z mikrofonem. Wszak wszyscy już kojarzą i natychmiast reagują, wyuczonym odruchem warunkowym, na bodziec wiadomości o klimacie. Jeśli zmiana to źle i na pewno z winy człowieka.

Kolejne pytanie dziennikarza jest rozbudowane standardowym oskarżeniem rodziny ludzkiej o powszechne i wyłącznie negatywne skutki jej obecności na planecie. Nie ma mowy o tym by zauważył, że sama fortyfikacja, obecnie okupowana przez nietoperze, jest dziełem członków tej ssaczej familii. Tu wspomnę, że wśród przyrodników krąży anegdota o tym, że MRU jest największą, niemiecką inwestycją w ochronę przyrody w Polsce i w Unii Europejskiej. Podobny, cierpki anachronizm dotyczy podziemi kompleksu Riese w Górach Sowich.

Mniejsza liczebność nietoperzy i zmiana klimatu wiedzie dziennikarza ku pytaniu o wymieranie latających ssaków. Przypuszczam, że w wyobraźni widzi on już wstępniak newsa w wiadomościach o treści: naukowcy z MRU twierdzą, że nietoperze wymierają przez ocieplenie. Niestety odpowiedź naukowca nie jest tak oczywista jak tego oczekiwano. O ile bowiem spada liczebność gatunków znoszących zimno, o tyle wzrasta, w tym samym czasie, obecność gatunków, wymagających w zimowisku ciepła. Mniej jest na przykład mopka zachodniego, a więcej nocka dużego. Ten pierwszy, w mroźne zimy początku lat 90. osiągał w podziemiach liczebność około 1200 osobników. Teraz jest go o prawie połowę mniej, ale za to zwiększyła się jego obecność w obiektach naziemnych i płytkich. Jest tam wprawdzie chłodniej niż piętnaście czy dwadzieścia metrów pod ziemią, ale na tyle ciepło, że ten gatunek nie jest zmuszony do ucieczki przed zimnem w głębię tuneli. Wspomniane nocki duże, których liczebność w zimowisku w trzy dekady wzrosła z 10 tys. do ponad 25 tys. nie wykazują ochoty gromadnego zimowania w naziemnych lub płytkich budowlach MRU. W przypadku tego leśnego drapieżnika, odnotowano także wzrosty jego liczebności w letnich koloniach rozrodczych.

Obydwie obserwacje, z zimowiska i kolonii rozrodczej, i obydwa leśne gatunki potwierdzają poprawę kondycji lasu. Nic tak dobrze nie diagnozuje stanu przyrody jak gatunek ze szczytu swojej piramidy troficznej. Jednak ten wątek nie zostaje w wywiadzie w ogóle wydobyty. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego, bo asymetria wnioskowania, obecnego w nauce i zawłaszczonego przez świat mediów oraz popkultury, jest powszechna. O ile z łatwością formułowane są tezy wiążące spadek populacji z pogorszeniem stanu środowiska życia jej osobników, o tyle wzrosty i stwierdzenie poprawy nie mają takiego przywileju, co więcej objęte są klauzulą milczenia i przemilczenia – świadomą i nieuświadomioną. Jej złamanie grozi w świecie nauki, w najgorszym wypadku, ostracyzmem, zaś dla mediów dobra wiadomość jest zwykle gorsza niż zła.

Nocek duży to najliczniejszy gatunek zimujący w MRU. W roku w którym trzymałem parasol nad kamerą, osobliwością wśród tej gromady był osobnik o białym futerku, nie tylko na brzuchu – co jest normalne, ale na grzbiecie, co zdarza się rzadko. Udzielający wywiadu nie omieszkał o tym wspomnieć, po czym rozgorzały pytania o los leucystycznego odmieńca. - Czy to był samiec czy samica? - Czy był zdrowy? Jak traktowały go inne nietoperze? - Czy miał ślady pogryzienia? - Czy był izolowany przez inne nietoperze? Prawie wszystkie urojenia o nietolerancji ze świata ludzi spersonifikowały się w tym jednym osobniku. Dwadzieścia pięć tysięcy krewniaków odmieńca stało się niemającym znaczenia tłem dla jego obecności. Niestety żadna z odpowiedzi nie miała posmaku sensacji. Płci nie rozpoznano, osobnik był zdrowy i cały, a zimował w dużej grupie. Kolejna szansa na ekscytujący news przepadła.

Ostatnią możliwością jej pozyskania były wywiady z gośćmi z zagranicy. Czasami w akcji liczenia nietoperzy biorą udział zaproszeni miłośnicy tych zwierząt, z różnych stron świata. MRU jest rzeczywiście wyjątkowe, a jego przyrodniczy fenomen może pełnić rolę ambasadora polskiej ochrony przyrody. To ważne, bo to co za granicą wiadomo jest zamknięte w stereotypie mordowania Puszczy Białowieskiej (a teraz jeszcze Bałtyku – oczywiście przez przekop, a nie warszawską Czajkę). Na stanowisko mojego parasola podstawiono studentkę biologi z Czech albo Słowacji. Dziewczę wywołało w ludziach mediów wyraźne zaciekawienie, a rodzimy doktor, który przed chwilą udzielał wywiadu, człowiek utytułowany, znany w świecie, wykładowca, o dorobku dziesiątek publikacji, zbladł w blasku cudzoziemki. Nie chodziło wcale o wdzięk czy urodę, o nie, ale o orientalność zagranicy, który ludzie z mikrofonami próbowali wydobyć z cudzoziemki. - Czy podoba się pani w Polsce? - Czy nietoperze w Polsce i w Czechach są takie same? Czy w Polsce dobrze chroni się nietoperze? Studentka, wystraszona i stremowana, zrozumiała czy nie, skromnie odpowiadała, że bardzo dziękuje doktorowi za zaproszenie, że cieszy się z wizyty, że u niej nie ma tak dużego zimowiska nietoperzy, a do Polski wjechała nocą i całą drogę spała. Koniec.

Nie wiem co z tego poszło na antenę i jak to zostało skrojone przez naczelnych, bo nie słuchałem i nie oglądałem. Nie mam pretensji do dziennikarzy. Zostali wysłani w zimno i deszcz na jakąś prowincję. Może rano robili otwarcie drogi, wieczorem zrobią wypadek, a wczoraj asystowali aresztowaniu dyrektora czegoś tam. Wszystko muszą skręcić, bo stacja musi żyć 24 godziny na dobę intensywnością przekazu mamiącą reklamodawców. Nie wiem czy potrafiłbym zadać lepsze pytania i czy oparłbym się pokusie wzbudzania sensacji z niczego lub narzuconym podświadomości stereotypom postrzegania świata. Mój behawior uległby pewnie zmianie gdybym wiedział, że za gorący news są premie i szczeble kariery.

Jednak chętnie posłuchałbym odpowiedzi na pytania, które, tak podejrzewam, większości w ogóle by nie interesowały, a przecież ich implikacje byłyby interesujące np. gdzie na niżu zimowałyby nietoperze, w tak wielkiej liczebności, bez antropogenicznych budowli? Jaka zima, długa i mroźna czy krótka i zimna, bardziej sprzyja nietoperzom oraz ich ofiarom? Czy wspólne zimowanie tak wielu osobników jest korzystne czy niekorzystne w kontekście chorób, drapieżnictwa lub jakieś katastrofy? Czy wybudowanie, obecnie, czegoś na kształt MRU byłoby możliwe bez oceny oddziaływania przedsięwzięcia na środowisko i konsultacji społecznych? Czy organizacje ekologistów wspierałyby taką budowę? Jak zareagowałby Komisja Europejska, gdyby Polska chciała wybudować sobie podobny obiekt? Czy w prognozach przyszłości i ocenach oddziaływania wielkich inwestycji przewiduje się, że będą one kiedyś rezerwatami przyrody jak np. MRU, przekop mierzei (ten pruski), a nawet starożytne Krzemionki Opatowskie?

 

 



tagi: dziennikarstwo  ochrona przyrody  rezerwat  wyższa szkoła kultury społecznej i medialnej  news  międzyrzecki rejon umocniony  nietoperze  sozologia 

Greenwatcher
6 stycznia 2021 07:27
11     1422    15 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

klon @Greenwatcher
6 stycznia 2021 11:39

Za dzisiejszy tekst - w ostatnim dniu Konkursu Czterech Skoczni - wystawiam notę:  20!
Po raz kolejny ukazał Pan, jak dalece różni się rzeczywisty obraz przyrody od jego wersji kreowanej przez media. Za co ogromne dziękuję z jednoczesną prośbą o dalsze publikacje. :D

ps: "(...)Co innego kształcenie, które powszechnie uchodzi za neutralne i dobroczynne."

Nie jest widoczne dla wielu, iż kształcenie powoduje nadanie kształtu, a to odbywa się poprzez formowanie. Domyślam sie, że to z powodu Oświecenia, którego blask oślepia i "przyćmiewa" niekiedy jasne myślenie.

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @klon 6 stycznia 2021 11:39
6 stycznia 2021 11:52

Systemy totalitarne poznajemy po przymusie edukacyjnym oraz scentralizowanych programach edukacji (tzw. jednakowa podstawa programowa) 

Taki system kształcenia (kształtowania, formatowania) wypuszcza adeptów  w postaci klonów intelektualnych, z każdym rocznikiem coraz bardziej degresywnie zmutowanych.

zaloguj się by móc komentować

klon @stanislaw-orda 6 stycznia 2021 11:52
6 stycznia 2021 12:06

Większe skupiska klonów mogą zachowywać się jak przysłowiowe dzikie ordy? :)

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @klon 6 stycznia 2021 12:06
6 stycznia 2021 15:23

Prawdopodobnie  tak.

A poza wszystkim,  to ja tobie nicka nie wybierałem, więc nie miej do mnie pretensji.

zaloguj się by móc komentować

Greenwatcher @klon 6 stycznia 2021 11:39
6 stycznia 2021 15:57

Dziękuję za lekturę i wysoka notę bez efektownego telemarku. 

zaloguj się by móc komentować

Greenwatcher @stanislaw-orda 6 stycznia 2021 11:52
6 stycznia 2021 15:59

Od niektórych, jawnych totalitaryzmów pożycza się obecnie, bez żenady, pieniądze, a więc jakaś część edukacji i formacji jest tam wyjątkowo skuteczna.

zaloguj się by móc komentować

MarekBielany @Greenwatcher
6 stycznia 2021 23:47

Ostatni akapit.

Siedem pytań bez odpowiedzi.

Wróć.

Jest pruska podpowiedź.

 

P.S.

Chyba wszędzie jest podobnie, jak jest pod bunkrem MRU ?

zaloguj się by móc komentować

Zawierucha @MarekBielany 6 stycznia 2021 23:47
7 stycznia 2021 09:53

Nasze bąki lecą do Księżyca.

A może ma Pan nam coś ważnego do przekazania?

Upraszam o pisanie wyraźnie , najlepiej po polsku ; jaka dajmy na to jest pruska odpowiedź.

 

zaloguj się by móc komentować

tadman @Greenwatcher
7 stycznia 2021 10:13

Miałem w swojej pracy kilkukrotnie do czynienia z dziennikarzami i doskonale oddał Kolega ich nastawienie, furda interlokutor, furda fakty, bo oni i tak najlepiej wiedzą co się sprzeda.

Uwagi o tych z Torunia (tym razem nie o piernikach) świetne.

zaloguj się by móc komentować

Greenwatcher @MarekBielany 6 stycznia 2021 23:47
9 stycznia 2021 09:27

Panie Marku, przecież można spróbować.

ad 1 Bez budowli, wzniesionych ręką człowieka, nie byłoby tak gromadnego zimowania nietoperzy. Na niżu nie ma takich hibernaculi jak np. na wyżynie Krakowsko-Czestochowsko-Wieluńskiej i w górach czyli jaskiń (może oprócz groty mechowskiej). Nietoperze jeśli nie zimują w tym co zbudowaliśmy, to zwykle w tym co oferują drzewa, a więc w dziuplach, w szczelinach pęknięć i złomów. Czasami o ich obecności dowiadujemy się zbyt późno. Tak się składa, że okres zimowy jest wskazywany jako dogodny czas do wycinek i pielęgnacji drzew – z uwagi nieobecności ptaków, a tymczasem zimują nietoperze i bywa, że dochodzi do uśmiercenia lub okaleczenia tych zwierząt. Musimy się odzwyczaić od forsowanego obrazu świata, który mówi o tym, że wokół nas jest tylko pustka. Nietoperzy w miastach jest coraz więcej, bo to co im bezwiednie oferujemy, wykorzystują znakomicie. Ich zagęszczenie i częstość występowania bywa tu większe niż w lesie, na polu czy w ekotonach tych biocenoz. Jaka gawęda jest budowana wobec tego zjawiska? Prawie włącznie negatywna, a z całą pewnością ma ona dominującą przewagę.

ad 2. Zima długa i mroźna nie będzie sprzyjała hibernującym nietoperzom i ich ofiarom czyli np. owadom i pajęczakom. Wymienione w tekście wzrosty liczebności nietoperzy mogą być także konsekwencją większej przeżywalności tych zwierząt wskutek łagodnych i krótkich zim, a więc dłuższego okresu żerowania. Ocieplenie, nie pierwsze w holocenie, które nietoperze tu doświadczyły, może im sprzyjać, ale czy ktoś odważny podjął by się testowania tej hipotezy, w dominującej demonstracji negatywnych skutków zmiany klimatu? Kto by dał na to grant badawczy? To byłoby samobójstwo.

ad 3. Jeśli przyjmiemy za hiropterologami rekonstrukcję stanowisk zimowania nietoperzy, na niżu, sprzed kolonizowania obiektów antropogenicznych, a więc dziuple itp., to zauważymy, że musiały to być stanowiska rozproszone i raczej małe, co sugeruje mniejsze możliwości np. przenoszenia chorób. Rezerwat nietoperek jest zatem podwójnie „nienaturalny”. Raz że wybudowany (sztuczna jaskinia), a dwa, oferujący możliwość gromadnego zimowania (jak w jaskini). Tu mamy niekonsekwencję potępiania synantropizacji. Z jednej strony lamentujemy nad nietoperzami kolonizującymi miasta, a mamy rezerwat przyrody w systemie bunkrów. Nasze nietoperze, w poszczególnych etapach życia gromadzą się w grupy: zimowanie i rozród. Tymczasem jest mnóstwo gatunków, które żyją w ogromnych skupiskach całe życie, gdzie wszelkie pasożyty, wirusy i choroby. Populacja, jako całość, ma zdolność przeżywania śmierci dziesiątek i tysięcy osobników zainfekowanych jakimś paskudztwem. Tę okoliczność badają wirusolodzy. Z doniesień wiadomo, że także ci z Wuchan.

ad 4. MRU pochodzi z mrocznej ery przedocennej, w której dyletanci nie mieli prawa wypowiadania się w dziedzinach o których nie mają pojęcia. Wybudowanie, obecnie, czegoś takiego nie byłoby możliwe bez oceny oddziaływania przedsięwzięcia na środowisko i konsultacji społecznych, w których może wziąć udział każdy, nawet analfabeta, byleby umiał mówić.

Ciąg dalszy nastąpi.

 

zaloguj się by móc komentować

Greenwatcher @Greenwatcher 9 stycznia 2021 09:27
9 stycznia 2021 12:11

ad 5. Organizacje skupiające ekologistów, których członkowie korzystają z dorobku wielu ludzkich pokoleń, nie popierają niczego co jest lub ma być dziełem myśli i rąk ludzkich. Ich redukcjonizm postrzegania świata zamyka się w ideologii o haśle: natura dobrze, człowiek źle. Każda zmiana w przyrodzie, krajobrazie, spowodowana przez człowieka, jest przez nich potępiana, nawet jeśli przyniesie korzyści w ich ochronie jak np. przy skutkach budowy sztucznej wyspy na Zalewie Wiślanym. Furda las, najważniejsze, że zginie zżarty przez np. kornika. Są nieliczne wyjątki od takich postaw, ale trzeba je dobrze opłacać lub zastraszyć.

ad 6. KE jest niedemokratycznym organem, którego zadaniem jest dyscyplinowanie państw Wspólnoty Europejskiej. Wykorzystuje ona każdą, samodzielną aktywność tych państw do utrwalania i poszerzania swojej władności. Z tych przyczyn, a w każdym przypadku – zgody, niezgody, co nie ma znaczenia – zareagowałaby z pozycji uzurpacji władzy. To jest przewidywalna i pewna reakcja reakcja, dlatego chyba łatwo z niej skorzystać w polityce wewnętrznej. A czy się to robi? 

ad 7. W prognozach oddziaływania na środowisko i w ocenach oddziaływania inwestycji na środowisko nie ma osobnego rozdziału, do którego obligowałaby ustawa, który eksponowałby pozytywne skutki dla środowiska i przyrody. Można to zrobić, ale sporządzający raporty i prowadzący ocenę skupiają się na negatywnych skutkach przedsięwzięć, bo przede wszystkim one mogą decydować o odrzuceniu przedsięwzięcia. Nikt nie odważyłby się prorokować, że kiedyś metro warszawskie będzie hibernaculum nietoperzy. To się wydaje niedorzeczne, ale przecież nie niemożliwe.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować