-

Greenwatcher : "Od kiedy nie jesteśmy karmą dla wielkich kotów, boimy się samych siebie"

Jak zaplanować rozbiórkę Sejmu i mieć sporo uciechy

Od jakiegoś czasu chciałem napisać coś o meandrach pewnego postępowania administracyjnego i wynikających z tego nieporozumieniach, marnotrawstwie, wzbudzaniu konfliktów społecznych i antagonizowaniu ludzi. Przykłady były albo lokalne, a więc o małym rażeniu, albo  powszechnie znane, ale przez to utrwalonym wizerunku, na którym cokolwiek innego trudno zilustrować. Co więcej każdy, kto choć raz zetknął się z rodzimymi regulacjami prawa wie, że to co opisuję jest normą w wielu dziedzinach, także pozaśrodowiskowych, a źródłem są urzędnicy. Przekaz utknąłby na tej konstatacji. Redukcja wszystkiego do urzędniczej głupoty i biurokracji jest automatyczna. Tymczasem urzędniczy legion, zagnieżdżony w gminie, powiecie, województwie lub gdzie bądź, ma mniej z tym wspólnego niż się wydaje, a mnoży się, bo coś dostarcza mu pożywki.

Na potrzebę przykładu spektakularnego naprowadził mnie znajomy. Otóż, chcę wybudować naziemną elektrownie fotowoltaiczną w Łazienkach Warszawskich. Tak, tak, nic nie pomyliłem. W Łazienkach, albo niedaleko, na przykład na działce nr 77 w gminie Dzielnica Śródmieście. Sprecyzuję, że jest to teren przy ulicy Wiejskiej 4/6/8, gdzie znajduje się Sejm Rzeczypospolitej Polskiej. Nie dość, że autor jest monotematyczny – pomyśli jeden przeczytawszy wstęp, to jeszcze wciąga czytelników w jakąś SF – dopowie drugi, a trzeci zakończy – przecież to oczywiste, że nie ma do tego prawa. Po czym, wszyscy, w liczbie trzech, darują sobie dalszą lekturę. Może zanim to nastąpi, zdążę choć wyjaśnić dlaczego elektrownia, dlaczego Łazienki Warszawskie i dlaczego Sejm.

Po pierwsze, sprawy budów elektrowni fotowoltaicznych zawalają, od 2-3 lat, wszystkie urzędy, które mają cokolwiek wspólnego z budownictwem i ochroną środowiska. Ich liczba sięga w całym kraju  tysięcy, może nawet kilkudziesięciu tysięcy w roku kalendarzowym. Są one wysoko w rankingu liczby prowadzonych spraw. Jeśli macie kogoś znajomego z tego zbioru legionu zła, to zapytajcie co ma teraz na biurku lub pulpicie ekranu. Jestem pewien, że większość zapytanych odpowie: robię w elektrowniach.

Teraz o Łazienkach. Teren ma ładą ekspozycję ku południowemu Słońcu. I to powinno wystarczyć.  Nie, no zaraz – ktoś powie – przecież dziedzictwo  kulturowe, zabytki, rzeźby, krajobraz, rejestr zabytków, pomnik historii. Proszę Państwa, nikt nie zabrania planować, a ja poprzedzam chęć budowy planem. A co tyczy planowania, to Łazienki Królewskie w Warszawie nie są objęte miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego, który utrwalałby obecne funkcje tego terenu. A teraz bardziej poważnie – otóż wybrałem Łazienki w Warszawie, bo wszyscy raczej je znamy i nie wyobrażamy sobie by mogło być tam coś innego, a już szczególnie jakiś obiekt przemysłowy. Gdybym napisał, że elektrownia ma powstać na polu, to kogo by to zainteresowało? Może paru sąsiadów, którym zmieniłby się pejzaż zza okna ich domów. Co innego Łazienki – dziedzictwo, zabytki, pomniki, itp. imponderabilia stałości przestrzeni i czasu. 

Dlaczego Sejm? A dlatego, że wyburzenie tamtejszych obiektów pod elektrownię miałoby spore poparcie społeczne. Tyle, że jego rezydenci zapewne przenieśliby się gdzie indziej i nadal pracowali nad ulepszaniem swojej rzeczywistości. Równanie z ziemią byłoby tu prostsze, bo większość tutejszych obiektów budowlanych nie jest zabytkiem, nie jest też pomnikiem historii.  Działka nr 77 nie jest także, z tego co się orientuję, objęta miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego. Można tu planować co się chce i ja to właśnie robię. Tak naprawdę, wybrałem adres ulicy Wiejskiej 4/6/8 pod inwestycję by Szanowny Czytelnik zwrócił uwagę na źródło prawa, które pozwala mi uruchomić i zaangażować machinę administracyjną w planowaniu prywatnego szaleństwa, o konsekwencjach środowiskowych, krajobrazowych, historycznych, społecznych,  państwowych itd.  

Jeśli ktoś nadal myśli, że moje plany są nierozsądne, a cały tekst jest tylko marną krotochwilą – o czym zapewne napiszę na końcu, to dorzucę kilka dodatkowych argumentów do tego podejrzenia. Nie jestem właścicielem tych gruntów. Niby mocny argument, prawda? Ale nie stanowi on żadnego problemu dla planowania mojej budowy. Mogę ją zaplanować nawet w Grodzisku Mazowieckim, na działce o identyfikatorze 140504_5.0028.46/8 przy ulicy Sokolniczej 8, w pewnej Klinice. Nawet bez wiedzy jej właścicieli, krewnych i sąsiadów. Drugi argument – nie mam funduszu na przedsięwzięcie. Litości, też mi przeszkoda. Działka Łazienek Królewskich ma 69,4 ha, a Sejmu Rzeczypospolitej 6,4 ha. Ta pierwsza o wiele bardziej mi się podoba. Przy obecnym standardzie paneli fotowoltaicznych wcisnę tu kilka sektorów tych instalacji o mocy, dajmy na to, 50 MW. Przy obecnych cenach paneli i budowy będzie to około 130-150 mln złotych. Dorzucę jeszcze 200 mln na te wszystkie wyburzenia, wywózki, utylizacje itp. Dobra, dam 400 mln. Ludzie, to naprawdę nie ma znaczenia ile to będzie kosztowało i czy ja mam taki kapitał, i czy w ogóle mam cokolwiek. Ja chcę wybudować elektrownię fotowoltaiczną w Łazienkach Królewskich w Warszawie, a żeby to zrobić muszę uzyskać pozwolenie na budowę. Ten dokument urzędowy, wydawany w drodze decyzji administracyjnej, zezwalającej na rozpoczęcie i prowadzenie budowy, poprzedza szereg innych decyzji, w tym ta do której zmierzam. Jest to decyzja o środowiskowych uwarunkowaniach zgody na realizację przedsięwzięcia, popularnie zwana decyzją środowiskową.

Żaden pan Maciejewski, w przypadku działki przy ulicy Sokolniczej, czy żaden Skarb Państwa z działek przy ulicach Wiejskiej lub Agrykola nie zabroni mi planowania budowy tylko dlatego, że nie jestem właścicielem terenu lub tylko dlatego, że o tym nie wiedzą, ani tym bardziej dlatego, że nie mam odpowiedniego kapitału na koncie. Nie są to też przesłanki by właściwy sprawie urząd odmówił mi przyjęcia wniosku o wydanie decyzji środowiskowej i nie zainicjował postępowania administracyjnego. Urząd ma wniosek przyjąć i sprawę prowadzić, nawet jeśli zamierzenie wydaje się żartem.

Spodziewam się, że po tym wyjaśnieniu nie będzie dla nikogo zdziwieniem, że ten sam urząd, a czasami ten sam szeregowy z legionu zła w tym urzędzie, może prowadzić dla jednej działki, dwie, a nawet trzy sprawy decyzji środowiskowej dla różnych inwestycji, bo jest trzech różnych wnioskodawców. O ich planach może nie wiedzieć właściciel tej działki, bo rzadko kto zagląda w publiczne ogłoszenia pracy urzędów. Nie jest to nic nadzwyczajnego. Teoretycznie może być tak, że dla jednej działki może być wydanych kilka decyzji środowiskowych np. jedna dla turbin wiatrowych,  druga dla solarów (wiadomo o co chodzi), a trzecia dla osiedla domów mieszkalnych albo kopalni żwiru. W rzeczywistości, ciosanej przez obietnicę subwencji dla OZE, zdarza się, że pokrywają się turbiny wiatrowe i fotowoltaika, bo na działce lub blisko niej przebiega napowietrzna linia elektroenergetyczna. Jej obecość sugeruje przyłącze i niskie tego koszty, a sam wnioskujący, np. deweloper, chce sprzedać na rynku tę ofertę. To jest gra warta świeczki, bo uzyskanie decyzji środowiskowej niewiele kosztuje.

Decyzja środowiskowa nie jest pozwoleniem na budowę, a rozpoczyna bardzo długą drogę do tego pozwolenia. Mam nadzieję, że do tej pory wszystko jest jasne, a liczba legionu już nikogo nie dziwi. Tym bardziej, że Urząd Dzielnica Śródmieście Warszawa musi uruchomić w mojej sprawie, inne urzędy np. Inspektorat Sanitarny, Wody Polskie, Regionalną Dyrekcję Ochrony Środowiska. W każdym z tych urzędów będą pracowali ludzie nad moim wnioskiem, począwszy od dyrektora, przez stanowiska specjalistów, aż po menedżera powierzchni płaskich. Nie mam kapitału, a będą dla mnie pracowali ludzie wielu urzędów, i to za jedyne 205 zł, bo tyle kosztuje wniosek o uzyskanie decyzji środowiskowej. Taniocha, nie?

Może się tak zdarzyć, że urzędnik zauważy, że Królewskie Łazienki w Warszawie mają status pomnika historii. Przewertuje odpowiednie przepisy o ochronie zabytków i stwierdzi, że moje założenie budowy jest błędne – nie można zbudować elektrowni fotowoltaicznej na pomniku historii. I może tak być, a to jest najbardziej nieprawdopodobne w tej opowieści, że urząd odmówi wszczęcia postępowania w sprawie wydania decyzji środowiskowej, ponieważ już na początku wiadomo, że nie uzyskam pozytywnego efektu końcowego czyli pozwolenia na budowę. Byłoby to bardzo odważne posunięcie, które wysłało by mnie do czorta, a przede wszystkim nie skutkowałoby lawinowym uruchomieniem urzędniczej maszynerii kilku, kolejnych instytucji. Miałbym prawo odwołać się z piekielnych czeluści, ale załóżmy, że to daruję. Takich przypadków, w których urząd, korzystając z przepisów kodeksu postępowania administracyjnego, może już na początku odmówić wszczęcia postepowania, mając solidny argument niemożliwego rozstrzygnięcia sprawy zgodnie z oczekiwaniem wnioskującego, jest bardzo mało. Można zatem nękać i paraliżować urzędy państwowe i samorządowe absurdalnymi planami za niewielkie pieniądze.

Działka przy ulicy Wiejskiej nie jest pomnikiem historii. Przyjmijmy, że Urząd Dzielnica Śródmieście nie znajdzie argumentu by odmówić rozpoczęcia procedury wydania decyzji środowiskowej. Wśród czternastu punktów karty informacji przedsięwzięcia, którą muszę złożyć wraz z wnioskiem, nie ma mowy o żadnych zabytkach. Nawet jeśli są tam jakieś zabytki, to nie mają one znaczenia dlatego, że celem tej decyzji, wydawanej dla przedsięwzięć mogących znacząco oddziaływać na środowisko, jest ustalenie uwarunkowań, które mają zapewnić najmniejszy wpływ inwestycji na to środowisko i to wszystko. 

Uruchamiam zatem, za pomocą jednego wniosku, kolejne urzędy i ludzi do pracy. Z całą pewnością skorzystają one z procedury oceny oddziaływania na środowisko, angażując z kolei mnie do pracy nad raportem oddziaływania przedsięwzięcia. I machina przyspiesza, ogarniając coraz większe kręgi ludzi i instytucji. Już nie tylko urzędników, ale mieszkańców z sąsiedztwa, strony postepowania i zainteresowanych – dziesiątki, setki, tysiące ludzi: stowarzyszenia, fundacje, miłośnicy tego i owego, eksperci, prawnicy, doradcy, media wszelakie, blogerzy, samorządowcy, politycy itd. Za niewielkie pieniądze wzbudzam konflikt między zwolennikami i przeciwnikami inwestycji oraz generuję bezproduktywny rynek pracy. Jak w zaniepokojonym mrowisku, nagle roi się od jego mieszkańców.  

Roszczenia przeciwników mojej inwestycji są takie by urzędy ją zablokowały. Tymczasem katalog do wydania odmowy zgody na realizację przedsięwzięcia jest bardzo skąpy. Można odmówić tylko wtedy, gdy z oceny oddziaływania wyniknie, że przedsięwzięcie będzie miało znacząco negatywny wpływ na obszar Natura 2000 (dyrektywa UE) lub, że wpływa ono negatywnie na możliwość osiągnięcia celów środowiskowych w odniesieniu do wód (dyrektywa UE) lub, że żaden z wariantów przedsięwzięcia nie ma możliwości  realizacji. Wszystko to pokonuję. Ba, w raporcie wykażę, że wpływ na przyrodę i środowisko mojej inwestycji będzie mniejszy niż ten, który jest tam obecnie. Rozsądek, opór i nawet największy konflikt społeczny czy inne sentymenty nie są podstawą do odmowy. To oczywiście rozjusza obywateli niechętnych inwestycji i podkopuje zaufanie do jakichkolwiek instytucji i państwa w ogóle. A jesteśmy dopiero na samym początku. Co będzie dalej? Może nic i w tym właśnie absurd nabrzmiałej sytuacji.

Decyzja o środowiskowych uwarunkowaniach zgody na realizację przedsięwzięcia nie jest, co zostało już napisane, zgodą na budowę, ani jej nie determinuje. Jeśli nawet ją uzyskam, to nie znaczy, że nie utknę z pomysłem na innych przepisach, a ostatecznie polegnę na braku zgody właściciela działki do dysponowania jego nieruchomością. Mogę w ogóle z niej nie skorzystać lub wykorzystać ją by tylko testować jakie warunki środowiskowe musiałbym spełnić by cokolwiek zrobić. Mogę markować, że cokolwiek zamierzam by realizować inne, zakulisowe cele. Ta decyzja angażuje, często niewspółmiernie do swej wagi, pracę urzędów i absorbuje uwagę rzeszy ludzi. Wywołuje burze w szklance wody, shitsormy, o skutku trwałych konfliktów i o poważnych konsekwencjach. Czy można to zmienić?

Pewnie tak, ale raczej to się nie stanie. Zanim zaczniemy wieszać oponentów, lżyć urzędy, obsobaczać własne państwo, lepiej poznać naturę tej decyzji, co mam nadzieję udało się opisać. Nieporozumień i rozczarowań oraz utraty zaufania byłoby nieco mniej, gdyby w gminach funkcjonowały miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego, które też nie są trwałe, ale nadają konkretne funkcje terenom i w jakieś części ograniczają swobodę ich zmiany. Takiego planu nie mają nawet Łazienki Królewskie w Warszawie i siedziba Sejmu RP. Mniej byłoby konfliktów gdyby ustawodawstwo wyprzedało lub choćby nadążało za zachciankami i nowinkami, w tym wypadku narzuconej polityki klimatyczno-energetycznej, a dawało narzędzia wykluczające lokalizację turbin wiatrowych, elektrowni fotowoltaicznych czy biogazowni  we wrażliwych okolicznościach. Skoro nie nadąża, to nic nie stoi na przeszkodzie by planować budowę czegokolwiek bardziej pożytecznego niż to, co obecnie znajduje się na Wiejskiej 4/6/8.

 

 

 



tagi: sejm  elektrownia fotowoltaiczna  decyzja środowiskowa  postepowanie administracyjne 

Greenwatcher
28 sierpnia 2021 07:02
11     1552    12 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

mooj @Greenwatcher
28 sierpnia 2021 09:28

Jak rozumiem, to gdyby były uchwalone plany miejscowe (np dla Wiejskiej) - nie byłoby hipotetycznego problemu z decyzjami środowiskowymi dla inwestycji sprzecznymi z obowiązującym planem?

zaloguj się by móc komentować

Numisma @Greenwatcher
28 sierpnia 2021 10:08

Przecież urząd nie rozpocznie postępowania, jeśli nie jest Pan jego stroną, czyli kimś, "czyjego interesu prawnego lub obowiązku dotyczy postępowanie albo kto żąda czynności organu ze względu na swój interes prawny lub obowiązek" (art.  28.  k.p.a.).

Przy składaniu wniosku o wydanie decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach niezbędne jest załączenie wypisu z rejestru gruntów lub innego dokumentu, wydanego przez organ prowadzący ewidencję gruntów i budynków, pozwalającego na ustalenie stron postępowania, zawierającego co najmniej numer działki ewidencyjnej... itd.

Jak Pan myśli, czemu urząd dla ustalenia stron żąda takiego dokumentu razem z wnioskiem? Jakie dane spodziewa sie tam znaleźć zanim nada sprawie bieg?

Ustalenie, czy obywatel zwracający sie do urzędu, sądu lub innej instytucji o podjęcie danej czynności ma w tym interes prawny, czasem nie jest potrzebne (na przykład, kiedy proszę o własny akt urodzenia), czasem wymaga formalnego oświadczenia, złozonego pod rygorem odpowiedzialności karnej, a czasem trzeba dodatkowo przedłożyć konkretne dowody, jak w tym przypadku.

W każdym społeczeństwie zdarzają się kretyni, oszuści lub nieodpowiedzialni żartownisie, których poczucie humoru jest dla społeczeństwa kosztowne lub groźne. Czasem da się to całkowicie wyeliminować w sposób nieupierdliwy dla normalnych obywateli, a czasem koszty walki z takim zjawiskiem sa większe niz ewentualne straty nim spowodowane. Tu chyba nie ma takiego dylematu.

zaloguj się by móc komentować

MarekBielany @Greenwatcher
28 sierpnia 2021 22:17

Tylko turbiny wiatrowe w Łazienakach. Ze skarpy powinno wiać.

 

P.S.

wiać.

zaloguj się by móc komentować

Greenwatcher @Greenwatcher
30 sierpnia 2021 20:28

Przepraszam czytelników i komentatorów za milczenie, ale to był ostatni wakacyjny weekend …

 

zaloguj się by móc komentować

Greenwatcher @mooj 28 sierpnia 2021 09:28
30 sierpnia 2021 20:32

Ten wielowątkowy „problem” byłby mniejszy. Jeśli jest miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego, to decyzja środowiskowa może być wydana tylko wtedy, gdy jest z nim zgodna. Są od tego wyjątki, ale nie dotyczą przykładu, który naszkicowałem. Wnioskodawca nie pchałby się ze swoim pomysłem, wiedząc o tym, że już na starcie nie ma szans. W samym planie można ustalić co, gdzie i jak ma być, co daje wgląd np. mieszkańcom w przyszłość o tym co może się pojawić w ich okolicy. Miejscowy plan, jak wspomniałem w tekście, nie jest trwały, ale jego zmiana wymaga wysiłku i czasu.

zaloguj się by móc komentować

Greenwatcher @Numisma 28 sierpnia 2021 10:08
30 sierpnia 2021 20:36

Dziękuję za podczepiony link. Kto był zainteresowany, to mógł potwierdzić, że to co opisałem nie jest żartem, ani pomyłką. Jak wspomniałem w tekście plan budowy elektrowni poległby na braku zgody właściciela działki, ale dopiero na etapie decyzji o warunkach zabudowy i zagospodarowania terenu lub przy pozwoleniu na budowę, ale nie decyzji środowiskowej. Tutaj urząd nie bada mojej relacji z miejscem planowanej inwestycji. Zapewniam, że wypis z rejestru gruntów nie jest po to, ale by urząd ustalił strony postępowania. Może się tak zdarzyć, że liczba stron postępowania jest tak duża, że powiadomieniem o jego wszczęciu jest publiczne obwieszczenie, a to łatwo przegapić, bo rzadko kto sprawdza, co tam w urzędzie wisi na tablicy ogłoszeń lub co jest w Biuletynie Informacji Publicznej. Dlatego wspomniałem, że może tak być, że właściciel działki nie wie co tam ktoś u niego planuje.

O czym była gawęda wspomniałem w pierwszym zdaniu. Nie było tu nic o kretynach, żartownisiach i oszustach. Zgadzam się nie jest to dylematem.

zaloguj się by móc komentować

Greenwatcher @MarekBielany 28 sierpnia 2021 22:17
30 sierpnia 2021 20:38

To już ponad moją wyobraźnię, ale właściwie dlaczego nie turbiny?

zaloguj się by móc komentować

mooj @Greenwatcher 30 sierpnia 2021 20:32
30 sierpnia 2021 21:37

O tym mówię. Nieprzygotowanie planów, bądź ich nieuchwalanie jest głównym powodem.

"Zanim zaczniemy wieszać oponentów, lżyć urzędy, obsobaczać własne państwo, lepiej poznać naturę tej decyzji, co mam nadzieję udało się opisać. Nieporozumień i rozczarowań oraz utraty zaufania byłoby nieco mniej, gdyby w gminach funkcjonowały miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego, które też nie są trwałe, ale nadają konkretne funkcje terenom i w jakieś części ograniczają swobodę ich zmiany. Takiego planu nie mają nawet Łazienki Królewskie w Warszawie i siedziba Sejmu RP. Mniej byłoby konfliktów gdyby ustawodawstwo wyprzedało lub choćby nadążało za zachciankami i nowinkami, w tym wypadku narzuconej polityki klimatyczno-energetycznej, a dawało narzędzia wykluczające lokalizację turbin wiatrowych, elektrowni fotowoltaicznych czy biogazowni  we wrażliwych okolicznościach. Skoro nie nadąża, to nic nie stoi na przeszkodzie by planować budowę czegokolwiek bardziej pożytecznego niż to, co obecnie znajduje się na Wiejskiej 4/6/8."

I w tym, i wielu innych przypadkach trudno winić ustawodawcę za brak działań, wieloletnie zaniechania samorządów. Uchwalenie miejscowych planów przecięłoby i nieptrzebną pracę i podejrzenia interesowności przy wuzetkach. Podejrzenie, że na braku planów korzystają jednak "miejscowe" urzędy (a także urzędnicy) , a nie ustawodawca chyba ma w sobie ziarno prawdy?

Kirkut na Bródnie ma podobnie:) I zdaje się, że dodatkowa cecha (ale to do sprawdzenia) - potomkowie pochowanych chyba dziedziczyli i dziedziczą miejce pochówku jako własność, więc odpada "nie są stroną". Trochę złośliwie o kirkucie, ale tylko trochę, bo sąsiadujący Bródnowski - użytkowanie nie własność, a tam gdzie własność (Powązkowskie w dużej mierze) tam ochrona zabytków (zabytki historii), więc odpadają jak Łazienki i kilka innych. A i niejeden wyznaniowy mojżeszowy zmienił się w teren inwestycyjny.  

zaloguj się by móc komentować

Greenwatcher @mooj 30 sierpnia 2021 21:37
31 sierpnia 2021 07:28

Jak to już nie raz bywało u Nawigatorów: nie ma prostych recept na złożone problemy, a ich źródła mogą być różne. Jeżeli ustawodawca tak formułuje prawo, że nie zobowiązuje ono ściśle do terminu  mpzp, to kto jest winien, że tych planów nie ma? Jeżeli  przygotowanie mpzp osiągnęło takie rozmiary, że wykracza to poza kompetencje urzędników i trzeba zatrudnić ekspertów, a budżet gminy niewielki? Jeżeli w tym urzędzie biegają z pustymi taczkami, bo ktoś ich zatrudnił przy np. decyzjach środowiskowych itp.? Nie usprawiedliwiam, ale szukam przyczyn. Ma Pan rację, że ten układ odpowiada różnym grupom i interesowności, a to jest istotne źródło tych zaniechań. To co NIK publikował po analizie lokalizacji turbin wiatrowych (np. "przypadkowo" na działkach wójtów i radnych) nie jest odosobnione.         

zaloguj się by móc komentować

mooj @Greenwatcher 31 sierpnia 2021 07:28
31 sierpnia 2021 10:10

No akurat budżet w tych przykładach jest dla tego konkretnego powiatu krańcowo odmienny od niewielki:) 

A jaka jest możliwość zmuszenia samorządu do wypełnienia zadań własnych, obowiązków? Tak porządnie - nie dla odhaczenia, ale serio? Zleconych, sfinansowanych centralnie - jeszcze jakoś można próbować sterując np budżetem (choć nie do końca, a najczęściej bardzo blisko początku). Ale własnych? Naprawdę władza i pieniądze od lat "są w  gminach". Trafi się zespół, który chce porządnie - to rewelacja. Ale jak nie - to nie i niezbyt można to zmienić z zewnątrz. Jak nie ma merytorycznie możliwości obronić swoich działań, to uruchamia "naszyzm", przechodzi do lokalnych uzależnień nieformalnych i wielkich haseł "izmów" "szyzmów" i jest nie do ruszenia.

 

zaloguj się by móc komentować

Numisma @Greenwatcher 30 sierpnia 2021 20:36
31 sierpnia 2021 10:28

Cóż, muszę Panu przyznać rację. Ustawa o o.ś. wydaje się rozróżniać wnioskodawcę i strony postępowania, teoretycznie dając możliwość zainicjowania postępowania każdemu, nawet komuś, kto nie ma interesu prawnego w wydaniu przez urząd decyzji (potwierdzonego np. zapisem w rejestrze gruntów lub umową z właścicielem).

Zastanówmy sie najpierw, czy jest to słuszne. Można sobie wyobrazić, że ktoś najpierw chce sprawdzić, czy na danej działce będzie mógł zrealizować daną inwestycję, i w zależności od decyzji środowiskowej przystąpi lub nie do negocjacji z właścicielem. Wygląda to na interes faktyczny, który jakoś wypadałoby odróżnić od zamiaru przetestowania systemu czy zakpienia z niego.

Jednakże art. 61a k.p.a. jest jednoznaczny: postępowanie wszczyna się na żądanie strony lub z urzędu, a art. 28 jasno mówi, kto jest stroną. Nie ma tam ani słowa o "wnioskodawcy", czy "zainteresowanemu" (podobno było takie pojęcie w przedwojennym kodeksie), który wprawdzie interesu prawnego nie ma - przynajmniej w momencie składania wniosku - ale jakis interes faktyczny daje mu pewne prawa.

Wygląda to na sprzeczność przepisów, trzeba jednak pamiętać, że przepis to nie to samo, co norma. Nie wiem, jak urzędy to interpretują. Prawdopodobnie w 99 przypadkach na 100 o decyzję występuje rzeczywisty inwestor, a w tym jednym przypadku urząd może umorzyć postępowanie już na etapie wstepnej analizy wniosku, zanim sprawie nada się bieg. Załóżmy, że konsekwentny żartowniś pójdzie do sądu, powołując sie na ustawę. I co zrobi wtedy sąd?

Zadałem kiedyś to pytanie doświadczonemu sędziemu sądu apelacyjnego w związku z jakąś umową, którą nieopatrznie podpisałem jako "standardową", a dopiero poniewczasie spostrzegłem, że praktycznie wyklucza mnie ona z zawodu na dwa lata z powodu absurdalnie sformułowanego zapisu o zakazie konkurencji. W gruncie rzeczy zmierzałem do tego, czy w razie sporu sąd uznałby te zapisy za abuzywne, co uwalniałoby mnie od problemu.

Sędzia spojrzał mi głęboko w oczy i powiedział: "Więc chcesz wiedzieć, co może z tym zrobić sąd? Wszystko".

Pewnie dlatego na kilku blogach kancelarii prawnych, które pobieżnie przejrzałem, zdania są podzielone. Jedni mówią, że wnioskodawca musi ten interes prawny mieć, a inni, ze nic podobnego.

A co wynika z orzecznictwa? Ten wyrok NSA przynosi pewne ciekawe ustalenia. Wynika z niego, że organ nie może całkiem arbitralnie odmówić wszczęcia postępowania, jednak może w jego trakcie ustalić, że żądającemu nie przysługuje przymiot strony (a jednak!) i je umorzyć.

A ten wyrok, odwołujący sie do poprzedniego, warto zacytowaće:

Podkreślenia wymaga jednak, że odmowa wszczęcia postępowania na podstawie art. 61a § 1 k.p.a. "z innych uzasadnionych przyczyn" może mieć miejsce w sytuacjach oczywistych, niewymagających analizy sprawy i przeprowadzenia dowodów. tj. gdy "na pierwszy rzut oka" można stwierdzić, że brak podstaw do prowadzenia postępowania (por. wyrok NSA z 22 maja 2015 r., sygn. II OSK 2671/13, a także wyrok NSA z 20 września 2018 r. sygn. akt I OSK 853/18, dostępny w CBOSA).

Wydaje mi się, że wniosek o wydanie decyzji środowiskowej dla planów budowy elektrowni na działce Sejmu RP "na pierwszy rzut oka" jest wygłupem. Prawnikiem nie jestem i dalej drążyć sprawy nie będę, toteż z góry zgadzam się z ewentualną polemiką. ;) Po prostu wrzucam to do przemyślenia.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować