-

Greenwatcher : "Od kiedy nie jesteśmy karmą dla wielkich kotów, boimy się samych siebie"

O możliwych korzyściach urody ptaków

Może czytelnikom wiadomo, ale na wszelki wypadek przypomnę, że psychiatrzy to nieobdarzeni darem wiary, w swe diagnozy i prognozy, wróżbici. Ci pierwsi to tylko wyuczeni teoretycy, a drudzy to praktycy wpływu społecznego. Ma to wyraz w społecznym zapotrzebowaniu na tych drugich, które ilustruje ich liczba na rynku pracy. Łatwo na nich trafić w telewizji, gdzie mają wielogodzinne bloki, przerywane płatnymi reklamami. Psychiatrzy nie mają takich bloków, a w filmach fabularnych dorobili się stygmatu umysłowych dewiantów, owładniętych w najlepszym wypadku, seksualnymi rozprawami doktora Zygmunta Freuda. Ten kto widział odcinek Hotelu Zacisze pt. Psychiatra pewnie podzieli spostrzeżenie, że stereotyp jest trwały.

To niby żarty, ale gdybym miał skorzystać z taksówki kierowanej przez pacjenta psychiatry lub klienta wróżki, to którego bym wybrał? No tak ... Na pewno ciężki przypadek nie byłby już kierowcą, ale i tak pasażer nie miałby lekko, trawiony, nie swoimi przecież, a zewnętrznymi, wątpliwościami. Co innego jazda z klientem wróżki – pełen luz i swoboda, prawda? Nawet jeśliby codziennie zaglądał w szklaną kulę, karty tarota i horoskop, to miałby przewagę nad pacjentem z kozetki – kolejnym  stereotypem środowiska naturalnego psychoterapeuty. A weźmy takiego premiera albo ministra. Który z tej dwójki, wzbudzał by większe zaufanie społeczne, pacjent czy klient? Odpowiedź jest łatwa. Połowa tubylczego elektoratu korzysta z usług praktyków wpływu społecznego. Czy z własnej woli czy raczej z przymusu upośledzonej służby zdrowia, to kwestia inna.

Lekarz psychiatra i pacjent mają wypaone piętno nienormalności. Nie zawsze trąci ono pejoratywnym, streotypowym znaczeniem. Gdy znajomy oznajmił, że od wielu miesięcy cierpi z powodu głębokiej depresji i leczy się, wspominałem, w swojej bezdennej niewiedzy – ty? – przecież ty jesteś całkiem normalny. Moje wyobrażenie o człowieku w depresji było zupełnie inne, a zmysł obserwacji całkowicie mnie zawiódł. Terapia pomogła i chwała lekarzowi. Przypomniałem to sobie, gdy kiedyś prof. Tryjanowski wspomniał, że kończy książkę, na którą teraz czekam, pt. Ornitologia terapeutyczna. Wprawdzie w pamięci mam Wino i ptaki, ale i tak bieguny dziedzin wydały się mi zaskakujące. To co łączy ornitologię i psychiatrię to wspomniana umiejętność obserwacji, ale na pewno na tym nie koniec.

Kiedyś miałem okazję uczestniczenia w tym co się popularnie nazywa zieloną szkołą. Z tą różnicą, że były to zajęcie pozaszkolne nie w pełnym wymiarze programu nauczania. Przedmioty jak polski, historia, fizyka i chemia, były wplecione w coś co nazywano przyrodą i w grafiku zielonej szkoły ich po prostu nie było. Trzeba czytelnikom, szczególnie rodzicom i młodym nauczycielom, wiedzieć, że dzieci traktują taki wyjazd na zieloną szkołę, w dzicz, zwykle na wieś pod las, jak wycieczkę. Za chińskiego boga, nie mają zamiaru niczego słuchać, a już na pewno uczyć się. Ta psychiczna blokada jest poważna. Jeśli jeszcze nauczyciel sam traktuje zieloną szkołę jak wypoczynek na łonie, z dala od dyrekcji, czym świadomie albo nieświadomie zaszczepi swoje szkolne utrapienia, to nie ma szans na pokonanie niechęci do uczenia się czegokolwiek. Prawie nie ma szans.   

Taka banda milusińskich jest nie do okiełznania, jak stado zdziczałych kucyków wypuszczonych na łąkę, które ma ogarnąć miejscowy nauczyciel z zielonej szkoły – człowiek zwykle po studiach z pedagogiczną specjalizacją, który praktykował lub pracuje w zawadzie, ale poza prawdziwą szkołą z czerwonym szyldem, nazwany jest edukatorem. Nie można go oficjalnie nazywać przewodnikiem, bo tego akurat strzeże cech przewodników, dbający, co zrozumiałe, o swoje przywileje i swoją niszę usług. Edukator to brzydki termin i nie będę go używał. By rozróżnić nauczyciela ze szkoły i nauczyciela z zielonej szkoły, będę, mimo wszystko, tego drugiego nazywał przewodnikiem.    

Zawsze ze zdumieniem oglądałem jak doświadczony przewodnik potrafił w kwadrans ocalić kolejne trzy lub pięć dni nauki w zielnej szkole. Pewnym ku temu trickiem było podglądanie i rozpoznawanie ptaków. Koniecznym elementem ku temu były lornetki, bez względu czy ptaki były daleko czy blisko. Dwanaście lornetek zawieszonych na szyjach tuzina dzieci było jak część uprzęży, która jest wielce pomocna we wspomnianym kiełznaniu. Jestem pewien, że większość dzieci po raz pierwszy miała w ręku lornetkę. Przewodnik wykorzystywał ten element ciekawości do ustalenia swego przewodnictwa w grupie o tu się reguluje ostrość bliży i dali, tutaj można dokonać korekty wady wzroku jeśli ktoś nosi okulary, niech każdy sobie pokręci. Kręcenie angażowało, a lornetka zwalniała ręce od komórki. Ta, w zielonej szkole jest jak rodzicielski balast, bo rodzicom się wydaje, że jest to urządzenie służące wyłącznie utrzymaniu więzi i kontaktu. Nic bardziej naiwnego.

Po krótkim chaosie z tym związanym, bo zwykle dzieci musiały powymieniać się doświadczeniem obsługi lornetki, przewodnik przechodził do zasad wyszukiwania i podglądania ptaków. Tak prowadził ten element zajęć, że dzieci niby same dochodziły do tego, gdzie ptaki przebywają najczęściej i co tam robią. Same wnioskowały, że ptaki są płochliwe i by je zobaczyć oraz obserwować trzeba ciszy, spokoju, a najlepiej jakiejś kryjówki. Grupa, która jeszcze kwadrans temu zagłuszała pracę silnika w autobusie, a jego kierowca przysięgał, że ogłuchł i posiwiał, a jak wróci do domu to kobita go nie pozna, zaczęła się sama dyscyplinować. Wrzask i rozmowy kończyły się, a dzieci milkły.       

Przewodnik uzyskał komfort nauczania, o którym mogą pomarzyć nauczyciele zamknięci w czterech ścianach klasy po to by hałas nie rozchodził się po całej dzielnicy. Tuzin lornetek wyszukuje ptaków, a on o nich opowiada. Z dotąd nierozpoznawalnej złożoności świata ptaków wydobywa wielkość, kształt, kolor, części ciała, głos, zachowanie. Wszystko ptaki różni albo wprost przeciwnie łączą je cechy wspólne, które pozwalają je rozpoznać i przypisać do gatunku. W zajęcia włączane są ryciny i zdjęcia ptaków, różne przewodniki do ich oznaczania. Może przesadzę, ale chyba po raz pierwszy podręcznik stał  się pomocny, a nie tylko wymagający zrobienia ćwiczenia lub pracy domowej. W międzyczasie są małe konkursy z nagrodami. Przy okazji przewodnik opowiada o jeziorze, o lesie, o polu i otoczeniu całej lekcji, to znaczy wycieczki ten pozór jest cały czas zachowany.   

Rozpoznawalnych efektów sukcesu, który osiągnął przewodnik jest kilka. Nie są one tożsame z tzw. celami edukacji, o na pewno nie. Mniejsza z tym czy dzieci nauczyły się rozpoznawania ptaków. Minęło kilka godzin w terenie i trzeba wracać, a dzieci nie za bardzo mają na to ochotę – to miara pierwsza. Jeszcze chcą zobaczyć to i tamto, ale przewodnik prawdziwie promienieje, gdy słyszy – proszę pani czy możemy zabrać lornetkę do pokoju, bo chcemy popatrzeć na ptaki na tarasie? To weźcie i przewodnik – odpowiada. Kolejne zajęcia, nawet jak są w salach zielonej szkoły i dotyczą wszystkiego poza ptakami, przebiegają tak, że nauczyciel nie rozpoznaje swoich uczniów, których wcześniej zdiagnozował, jako nieuleczalnych dręczycieli wszystkiego wokół siebie, a przyszłych pacjentów lub klientów.

Brzmi jak bajka, prawda? W czym tkwi ten chwilowy, niestety, sukces? Czy lornetka jest jakimś zastępnikiem atawizmu polowania i zdobyczy? Czy gdybyśmy rozdali dzieciom, no nie wiem, łuki i strzały lub proce to czy podobnie zaangażowałyby się w poznawanie świata? Taki test pewnie nie byłby mile widziany i zrozumiany. Na szczęście nie jest potrzebny.

Jeśli pogoda nie sprzyjała lekcji w terenie i zielona szkoła musiała odbywać się w sali, to lornetkę zastępował, na pierwszym spotkaniu z przewodnikiem, mikroskop. Wydawać by się mogło, że nowinka mikroskopu, a każde pachole miało go na swoim stanowisku, który trzeba samodzielnie włączyć, którym trzeba pokręcić by coś zobaczyć, który wymaga skupienia, przysporzy pedagogicznego sukcesu jak lornetka. Podglądanie mikroświata ma przecież w sobie coś odkrywczego, podobnie jak oglądanie ptaków, a nawet dynamicznego, szczególnie gdy przewodnik przygotuje preparaty z wodą ze stawu z żywymi organizmami. Nic z tego.

Po pierwsze, mikroskop nie jest w stanie wyzwolić takiego skupienia jak lornetka. Gadulstwo dzieci na zajęciach mikroskopowych było niemożliwe do wyłączenia, nawet jeśli nauczyciel miał moc autorytetu lub zasób przemocy symbolicznej. A poza tym, co to tu się ma spłoszyć i uciec? Z preparatu na szalce Petriego? Spod szkiełka podstawowego i nakrywkowego? Jeśli już coś uczeń znalazł np. jakąś wioślarkę, rurecznika albo larwę jętki, to traktował to jako coś obrzydliwego, a to jest właśnie to po drugie. Mikroświat jest w większości paskudny, nawet bez opowiadania o drapieżnictwie, o kłuciu i wysysaniu żywcem trzewi itp. potwornościach, nie jest w stanie wyzwolić niczego innego jak – błeeee, ohyda.

Tu dochodzimy do zagadnienia filozoficznego. Rozrośnięta larwa ważki, gdyby nie prawa fizyki i ograniczenia egzoszkieletu, do wielkości np. dużego psa byłaby chyba najbardziej paskudnym zwierzęciem na świecie. Piszę chyba, bo może, gdybyśmy byli przyzwyczajeni do jej widoku nie wzbudzałaby ona, aż tak negatywnych emocji jak wzbudza gdy jest mała i na co dzień jej nie widzimy. Czy ta postać życiowa tego zwierzęcia jest okropna tylko dlatego, że jest nam niezwyczajna czy dlatego, że jest faktycznie przerażająca niczym kreacje ksenomorfów Hansa Rudolfa Gigera z serii Obcy? Osobniki ważek dorosłych, oglądane w laboratoryjnych warunkach, nie wzbudzały w dzieciach, reakcji błeeee, ohyda. Kolor, skrzydła, smukła budowa ciała, wielkie oczy - nie były uznawane za odpychające. Nawet w dużej kolekcji owadów, obok innych eksponatów, to właśnie ważki przyciągały wzrok. Jednak wystarczyło spojrzeć na nie w powiększeniu, a więc niecodziennie, a ich budowa nie przysparzała im sympatii. 

Nie tylko lornetka, zaangażowanie w podejrzany atawizm łowcy, ale i obiekt obserwacji ma zatem znaczenie. Piękno uwodzi, a co tu dużo pisać, ptaki w zdecydowanej większości są po prostu ładne,  niektóre wręcz śliczne, majestatyczne, a bywają i groteskowe. Nawet jeśli jest to krogulec rwący w części kosa lub kwiczoła (obserwator pani Paris) to rzadko taki widok wzbudza niesmak, a prędzej zaciekawienie. Nie przypominam sobie by w kolekcji sztuki użytkowej Piotera znalazły się potwory z mikroświata. A ptaki, na awersach i rewersach oraz przednich i odwrotnych stronach banknotów, prezentował przecież wielokrotnie (nawet ostatnio). Czy uroda ptaków ma właściwości terapeutyczne? Poczytamy, zobaczymy.  

 

Piotr Tryjanowski, Sławomir Murawiec, Ornitologia terapeutyczna. Ptaki – Zdrowie – Psychika.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/ornitologia-teraputyczna/

 

 

 



tagi: zdrowie  ptaki  psychiatria  terapia  przyroda  ornitologia  zielona szkoła 

Greenwatcher
21 stycznia 2021 16:03
27     1511    14 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

betacool @Greenwatcher
21 stycznia 2021 16:10

Piękny tekst. Ostatnio robiłem tym nieco nieudanym zdjęciem test na spostrzegawczość i znajomość wśród dorosłych. Widzieli ale nie wiedzieli co to za ptaki:

zaloguj się by móc komentować

DYNAQ @Greenwatcher
21 stycznia 2021 17:23

Sójka i jarząbek?

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @betacool 21 stycznia 2021 16:10
21 stycznia 2021 17:25

Ja widzę tylko dzięcioła zielonego

zaloguj się by móc komentować

betacool @gabriel-maciejewski 21 stycznia 2021 17:25
21 stycznia 2021 18:03

Sójka i dzięcioł zielony.

zaloguj się by móc komentować

DYNAQ @betacool 21 stycznia 2021 18:03
21 stycznia 2021 19:50

Aaa,faktycznie,myślałem że to tylko zielone przebarwienie,sójka na świerku po lewej.

zaloguj się by móc komentować


Perseidy @Greenwatcher
21 stycznia 2021 20:08

Piękny tekst, jakże pouczający. Powinni go przeczytać nauczyciele.

zaloguj się by móc komentować

betacool @Perseidy 21 stycznia 2021 20:04
21 stycznia 2021 20:33

Rety jak w Parku BirdJurajskim.

zaloguj się by móc komentować

chlor @Greenwatcher
21 stycznia 2021 20:36

Dzięki. Czytanie Twoich tekstów to duża przyjemność. Lubię ptaki i drzewa, ale ich nie rozróżniam (ptaki odrożniam od drzew). Tej umiejętności mi brakuje, fajnie jest wiedzieć na co się patrzy.

 

zaloguj się by móc komentować

Paris @chlor 21 stycznia 2021 20:36
21 stycznia 2021 21:21

Mam  podobnie  jak  Pan,...

...  tez  nie  umiem  rozrozniac  ptakow  -  z  wyjatkiem  kilku  gatunkow,  ale  kocham  patrzec  na  przyrode,  bo  zawsze  cos  tam  wypatrze...  i  juz  nie  moge  doczekac  sie  wiosny.

zaloguj się by móc komentować

DYNAQ @Perseidy 21 stycznia 2021 20:04
21 stycznia 2021 21:26

Heron.To on,poznaję! I czapla siwa.

zaloguj się by móc komentować

Paris @Greenwatcher
21 stycznia 2021 21:29

Naprawde,...

...  piekne  sa  te  Pana  wpisy,  bardzo  ciekawe...  takie  na  tip-top  i  jak  napisal  Pan  Chlor  to  prawdziwa  przyjemnosc  czytania,...  wlasciwie  kazdy  wpis  to  PERLA  !!!

zaloguj się by móc komentować

Ogrodnik @Greenwatcher
21 stycznia 2021 21:55

Widzę obydwa; dzięcioła i sujkę.

Jakieś dziesięć lat temu miałem rok pliszki. Pięć lat temu był rok drozda. Kto tego nie słuchał...., no to zostaje mu tylko Miles Davis jako nagroda pocieszenia.

Już dla samego spisu treści warto mieć tę książkę.

zaloguj się by móc komentować

Perseidy @betacool 21 stycznia 2021 20:33
21 stycznia 2021 21:57

To fotografia zrobiona na żywo przez słynnego Aleksandra Pawełczyka. Uchwycić TAKI moment, to pradziwa sztuka. To jakby wizualna metafora naszych czasów.

zaloguj się by móc komentować

Greenwatcher @betacool 21 stycznia 2021 16:10
22 stycznia 2021 07:55

Zauważyłem obydwa ptaki, ale jeszcze doszukiwałem się następnego, bo może jakaś pułapka … To, że są dwa, a ja dalej szukałem trochę mnie zaniepokoiło. Widać potrzebna terapia.

zaloguj się by móc komentować

Greenwatcher @Perseidy 21 stycznia 2021 20:04
22 stycznia 2021 07:56

Piękne zdjęcia i sceny. Białe czaple o świcie są jak duchy z jeziora. Często je widuję.

zaloguj się by móc komentować

Greenwatcher @chlor 21 stycznia 2021 20:36
22 stycznia 2021 07:57

Ja rozróżniam, ale tak: wróbel to nie jest, dzięcioł to nie jest, sójka to nie jest. Niestety rozpoznaję tylko to co przylatuje do mnie za okno, a i to nie zawsze, jak ogród odwiedzi coś nowego.

zaloguj się by móc komentować

Greenwatcher @Paris 21 stycznia 2021 21:29
22 stycznia 2021 07:59

Dziękuję za odwiedziny i lekturę.  

zaloguj się by móc komentować

Greenwatcher @Ogrodnik 21 stycznia 2021 21:55
22 stycznia 2021 08:00

Tak, spis treści obfituje w zagadnienia. Mam już książkę.

zaloguj się by móc komentować

Greenwatcher @Perseidy 21 stycznia 2021 21:57
22 stycznia 2021 08:05

A nie ma Pani wrażenia, że one sa zawsze takie same, tylko "my" się zmienia?  

zaloguj się by móc komentować

DYNAQ @Perseidy 21 stycznia 2021 20:04
22 stycznia 2021 08:49

Czapla siwa ubogaca kulturowo czaplę białą.

zaloguj się by móc komentować


gabriel-maciejewski @betacool 21 stycznia 2021 18:03
22 stycznia 2021 09:59

Dopiero teraz zobaczyłem sójkę

zaloguj się by móc komentować

maria-ciszewska @gabriel-maciejewski 22 stycznia 2021 09:59
22 stycznia 2021 14:38

Sójkę zobaczyłam od razu, a dzięcioła wciąż nie mogę znaleźć

zaloguj się by móc komentować

Andrzej-z-Gdanska @Greenwatcher
22 stycznia 2021 17:10

Świetna notka!

Cytuję:

W czym tkwi ten chwilowy, niestety, sukces? 

Też chciałbym być dzieckiem i pójść z Panią nauczycielką popodglądać ptaki. :)

Dzieciom spodobało się przebywanie w rzeczywistym świecie, a nie w ławce.

Chwilowy sukces, bo "zabija" rutyna.

Poza tym każdy kto chodził do szkoły pamięta jakich nauczycieli lubił i za co. :)) Powstaje pytanie czy obecni nauczyciele wiedzą o tym i wyciągają wnioski?

zaloguj się by móc komentować

DYNAQ @maria-ciszewska 22 stycznia 2021 14:38
22 stycznia 2021 17:31

Bo on nie po dzięciolemu na  ziemi , na karmowisku se dziobie.

zaloguj się by móc komentować

maria-ciszewska @DYNAQ 22 stycznia 2021 17:31
22 stycznia 2021 17:46

!!!

Brałam pod uwagę, że może chodzić po ziemi, i nie wypatrzyłam. Ciekawe, jakie wnioski z naszych reakcji na zdjęcie wyciągnęliby autorzy książki.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować